Choć w czasie protestu pielęgniarek, gdy przed kancelarią wyrosło namiotowe "białe miasteczko", urzędnicy premiera zaprzeczali, by ktokolwiek zakłócał sygnał telefonów komórkowych, okazało się, że jednak używano zagłuszarek. Sprzęt działał od 19 czerwca. Tydzień później, gdy kancelarię opuściły okupujące ją pielęgniarki, dowieziono kolejne zagłuszarki - informuje RMF.

Reklama

O sprawie - oprócz Jarosława Kaczyńskiego - wiedzieli również bliscy współpracownicy premiera. Jak twierdzi Radio Zet, Przemysław Gosiewski powiedział o zagłuszaniu członkom zespołu kryzysowego. Wiedzieli o tym Bolesław Piecha, Jolanta Szczypińska, Konrad Kornatowski, Małgorzata Sadurska i Zbigniew Rau.

Zdaniem RMF, w tej sprawie zapadały ustne decyzje. Dopiero po kilku dniach przygotowano odpowiednie dokumenty, z datą wsteczną. Kilka dni temu Biuro Ochrony Rządu przyznało, że zgoda na zagłuszanie telefonów komórkowych przyszła z MSWiA. Ale jak twierdzi RMF, dokument podpisał sam Jarosław Kaczyński.

Wicepremier i szef MSWiA Grzegorz Schetyna poprosił prokuraturę o sprawdzenie kulis zagłuszania. Prokuratura apelacyjna stwierdziła, że jest sprawa, a jej zbadanie poleciła praskiej prokuraturze. Śledczy sprawdzą, czy urządzeń zagłuszających użyto zgodnie z prawem.

Reklama

Przemysław Gosiewski, szef sejmowego klubu Prawa i Sprawiedliwości, bagatelizował sprawę. "Rząd na siłę szuka tematów zastępczych" - mówił kilka dni temu w Radiu Zet.