Wassermann, który w rządzie Jarosława Kaczyńskiego był koordynatorem służb specjalnych, przyznał, że o zagłuszaniu pielęgniarek dowiedział się niedawno - z opublikowanego przez media oświadczenia byłego szefa Biura Ochrony Rządu.

Reklama

Według polityka PiS, z tego właśnie pisma wynika, że decyzję wydał Jarosław Kaczyński. Ale zaraz stwierdził, że jest to odgrzewany kotlet, poza tym pielęgniarki działały bezprawnie, okupując kancelarię premiera. "To budynek szczególny. Informacje, których tam się dotyka, i którymi się posługuje, są ściśle chronione. Wejście pielęgniarek to forma naruszenia prawa. Tak naprawdę więc o czym my dyskutujemy?" - pytał.

Tymczasem cztery pielęgniarki, które latem ubiegłego roku protestowały w kancelarii premiera, napisały list do ministra sprawiedliwości. Domagają się od Zbigniewa Ćwiąkalskiego wyjaśnień na temat informacji o zagłuszaniu ich rozmów.

"Za SLD funkcjonariuszy ABW szkolili politycy"

Były koordynator specsłużb przekonywał także, że to, co się dziś dzieje w służbach specjalnych, "woła o pomstę do nieba". Pytany o ujawnione przez media fragmenty wykładów profesora Andrzeja Zybertowicza, który przekonywał funkcjonariuszy ABW, że "przestrzeganie zasad niecnych jest cnotą", stwierdził: "Myślę, że to jest pewna konstatacja człowieka, który się służbami zajmuje. Który nie jest człowiekiem świata służb, i który ma pewną dozę racji" - podsumował.

Wassermann uciął, twierdząc, że nie zna tych tematów szkoleń. Ale zna zagadnienia, które poruszano wcześniej. Polityk PiS ujawnił, że za czasów rządu SLD wykłady dla funkcjonariuszy ABW prowadzili politycy. Jego zdaniem, "była to indoktrynacja polityczna i później funkcjonariusze ABW, idąc na akcję Blidy, nie potrafili sobie z tym poradzić".

Pytany o szczegóły tych szkoleń, odparł: "Pan chce więcej ode mnie, a ja jestem ostrożny, nie jestem Zemke. Proszę pozwolić, że będę pilnował reguł prawa".