Maciej Zientarski pod koniec lutego uderzył w filar wiaduktu, po tym, jak pędząc sportowym samochodem, najechał na garb w jezdni. Jechał bardzo szybko - to nie ulega wątpliwości. Jego pasażer, dziennikarz "Super Expresu", zmarł na miejscu.
Zientarski leży dziś w szpitalu. Jego stan wciąż jest bardzo ciężki. Wczoraj przeszedł kolejną operację ortopedyczną. Reaguje już na podstawowe bodźce, jednak wciąż jest nieprzytomny.
W tym czasie w prasie nie milkną spekulacje na temat przyczyn wypadku. Im dłużej trwają, tym fantastyczniej brzmią. Kolejnych emocji w wyścigu sensacji dostarczyła ostatnio "Gazeta Wyborcza". "Tuż przed uderzeniem w filar wiaduktu Zientarski jechał 300 km/h" - poinformowała w weekend.
Prędkość ta brzmi tak niewiarygodnie, że korzystając z pomocy specjalistów z Politechniki Warszawskiej, postanowiliśmy przeliczyć, czy to jest w ogóle możliwe.
Oto dane wyjściowe. Dystans, który dzieli skrzyżowanie, z którego ruszył Zientarski, i miejsce uderzenia to 722 m. A do tzw. hopy, na której utracił panowanie nad kierownicą, od skrzyżowania jest około pół kilometra. Sprawdziliśmy, do jakiej prędkości mogło się rozpędzić auto na takim dystansie.
Według oficjalnych informacji, model ferrari, który prowadził Zientarski rozpędza się do setki w 4,5 s. Aby osiągnąć 200 km/h na godzinę potrzebuje 14,5 s. Jednak oficjalne osiągi to wyniki pomiarów w idealnych warunkach. Na ulicach Warszawy takich warunków nie ma.
O pomoc poprosiliśmy prof. Andrzeja Reńskiego z Instytutu Pojazdów Politechniki Warszawskiej. Z jego wyliczeń wynika, że Zientarski po przejechaniu 500 m, mógł jechać maksymalnie 200 km/h. Aby osiągnąć swoją maksymalną prędkość zbliżoną do 300 km/h ferrari, którym kierował, potrzebuje aż... trzech kilometrów i ponad 40 s.
"Stawianie hipotez o tak gigantycznej prędkości jest niezwykle krzywdzące dla Zientarskiego. Ma za to działać na wyobraźnię czytelników" - ocenia Jerzy Pomianowski z Instytutu Transportu Drogowego.
Policjanci z wydziału ruchu drogowego w nieoficjalnych rozmowach przyznają, że informacja podana przez "Wyborczą" jest nieprawdopodobna. Potwierdza to Katarzyna Szeska, rzeczniczka prokuratury okręgowej w Warszawie. "Nie można mówić nawet o przypuszczeniach dotyczących prędkości, z którą jechał Zientarski, bo biegli nie sporządzili jeszcze żadnej opinii" - mówi.