"Otrzymaliśmy wyniki badań krwi, z których wynika, że Maciej Zientarski był w chwili wypadku trzeźwy" - mówi dziennikowi.pl szefowa Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów, Katarzyna Dobrzańska.

To prawdopodobnie właśnie on kierował ferrari, które rozbiło się 27 lutego o filar wiaduktu w Warszawie. W wypadku zginął wtedy kolega Zientarskiego, dziennikarz Jarosław Zabiega.

Reklama

Prokuratorzy czekają jeszcze na ekspertyzę biegłych, by jednoznacznie stwierdzić, który z nich siedział za kierownicą. O tym, że był to Zientarski, mówią na razie tylko świadkowie.

Maciej Zientarski wciąż leży w szpitalu. Jest już wybudzony ze śpiączki, ale nie ma z nim kontaktu.

Dziennikarz reaguje na bodźce, otwiera oczy i sprawia wrażenie, że rozpoznaje bliskich, ale może mieć uszkodzony mózg. "W najlepszym wypadku wszystkich czynności będzie musiał uczyć się od nowa" - mówił kilka dni temu informator dziennika.pl.

Prokuratorzy w zeszłym tygodniu otrzymali od lekarzy raport o stanie zdrowia dziennikarza, z którego wynika, że na przesłuchanie trzeba będzie długo poczekać. "Istnieje prawdopodobieństwo, że Zientarski w ogóle nie będzie mógł wziąć udziału w czynnościach dochodzeniowo-śledczych" - mówi nam szefowa Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów, Katarzyna Dobrzańska.

Czerwone ferrari 360 modena uderzyło o betonowy filar wiaduktu na warszawskim Ursynowie. W spalonych szczątkach samochodu znaleziono zwłoki dziennikarza "Super Expressu", Jarosława Zabiegi. Maciej Zientarski w bardzo ciężkim stanie trafił do szpitala.