14 pocisków moździerzowych i 30 kilogramów trotylu - taki arsenał znaleziono pod filarami wiaduktu w Rybniku. "Sposób ułożenia wskazuje, że chodziło o wysadzenie mostu w powietrze" - opowiada Marek Wręczycki ze śląskiej policji.
Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby któryś z pocisków eksplodował. A okazji ku temu nie brakowało. Codziennie po zaminowanym wiadukcie przejeżdżały pociągi, wprawiając filary w drżenie. A pociski moździerzowe są szczególnie groźne. Odbezpieczone i skorodowane mogą wybuchnąć od zwykłego uderzenia.
Policjanci nieźle się zdziwili, gdy wczoraj wezwano ich do rozminowania kolejowego wiaduktu. Podobnie jak wojskowi saperzy, którzy na co dzień wysadzają wykopane w lasach i na polach stare pociski i bomby. Na szczęście rybnicki arsenał udało się unieszkodliwić. Teraz odjedzie na poligon, gdzie będzie zdetonowany.
Ładunki leżały pod rybnickim wiaduktem od wojny. Zostawili je tam żołnierze, w 1939 lub 1945 roku, gdy miasto przecinał front. Saperzy nie zdążyli jednak wysadzić filarów, a po wojnie nikomu nie przyszło do głowy, by sprawdzić wiadukt.