Matka Bartusia - Iwona K. - miała zasądzony nadzór kuratora. Po jej wyprowadzce z Wałbrzycha tamtejszy sąd powinien zawiadomić o tym urzedników z jej nowego miejsca zamieszkania - Kamiennej Góry. Nie zrobił tego. Nikt więc nie interesował się losem rodziny, w której pijany kochanek matki katował dziecko. W końcu Bartuś w męczarniach zmarł.

Reklama

Czy pracownicy sądu, którzy nie zawiadomili nikogo o patologii w rodzinie Bartusia, czują się winni? "Trudno mi się wypowiadać na temat, co by było gdyby. Być może nie doszłoby do tej tragedii, gdyby ona został objęta nadzorem kuratora. Ale czy tak by było, trudno mi powiedzieć" - mówi radiu RMF sędzia Tomasz Białek z sądu w Wałbrzychu.

Prezes sądu wezwał do siebie pracowników odpowiedzialnych za dostarczenie dokumentów o kuratorze dla matki Bartusia. Do Kamiennej Góry powinny one być wysłane 21 lutego, ale do tej pory tam nie trafiły. Urzędnicy mają się tłumaczyć przed szefem jeszcze dziś. Wtedy też będzie wiadomo, czy odpowiedzą za swe zaniedbania.

Bartuś to prawdopodobnie nie pierwsze dziecko, które zginęło w tej patologicznej rodzinie. Jak ujawnił "Fakt", Iwona K. miała szóstkę dzieci, a 11 lat temu jej dwumiesięczna córeczka zaginęła bez śladu w trakcie libacji. Ojciec dziecka wkrótce zapił się na śmierć.

Reklama

Żaden z urzędów nie zainteresował się, gdzie jest dziewczynka i np. dlaczego nie chodzi do szkoły. Dziś miałaby 11 lat.