(ur. 1944)

Znany także jako Magor (Szajbus) Jirous zasłynął jako jedna z kluczowych postaci czeskiego undergroundu artystycznego w okresie "normalizacji" po inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Z wykształcenia historyk sztuki, z przekonania anarchistyczny piewca kultury alternatywnej, kierownik artystyczny zespołu rockowego The Plastic People Of The Universe objawił się jako czołowy poeta praskiej bohemy w 1985 roku, kiedy przemycono z więzienia i wydano w samizdacie jego "Szajbusowe łabędzie śpiewy". Jest poetą o wielkiej skali lirycznej i villonowskim temperamencie, a jego krótkie, pisane często w jarmarcznej, neobarokowej stylistyce wiersze cechuje brutalny, czasem prowokatorski czasem melancholijny, realizm rozpięty między religijnym patosem i bluźnierstwem, sentymentalizmem i cynizmem, autoironią i moralizatorstwem. Nadal nieujarzmiony i niezależny, w ostatnich latach uzyskał status literackiego klasyka, pozostając współczesną ikoną rewoltującego czeskiego ducha.

Reklama

p

Sudety

Moja mama mówiła:
jak mogłabym spać
w pierzynach, w których
ci, co darli pierze do tych
pierzyn, przede mną
spali?




Reklama

Jak mogłabym gotować w garnkach,
w których
przede mną gotowali ci,
do których one należały?


Jak w tych garnkach
mogłabym gotować?

Reklama

Jożko
(tak mówiła mojemu tacie Józefowi,
który przez wiele lat był poborcą podatkowym
na Słowacji),


Jożko,
ja bym tam mieszkać nie mogła.

I dalej klepaliśmy biedę.
Ale coś mi się zdaje,
że wspominki o tych,
którzy zachowali swoją cześć,
was nie bawią.



A w dodatku -
co tam cześć?

Lepiej huczny toast wznieść
i z szampanem
szparag zjeść,
z jajkiem
kawior.



* * *

Rzeka łzami wypłakana
góra powojem spętana

Uwroć obejmuje pole
cierń Pana Jezusa kole

Snop powrósłem przewiązany
grób grudami zasypany

Świece płomykami płaczą
serce zdławione rozpaczą

Usta gorzko zaciśnięte
kości mrozem napoczęte

Kościoły przebite krzyżem
niebo przeniknięte niżem

A oko w trwodze się gapi
jak płonie na ścianie napis

* * *

Chciałem się jeszcze z kimś napić
piwa,
odwróciłem się od mojego remingtona
i zobaczyłem, że jestem sam
jakby mnie wszyscy opuścili.
Ptaszkowie moi mili,
przylećcie na moje ramiona,
usiądźcie na klawiszach maszyny,
a te, na których siądziecie,
będę ostrożnie omijał.
Ptaszkowie mili, przylećcie!
Wy dobrze wiecie, ptaszkowie,
że ludzi mam już dosyć.
Przylećcie, już nie będę
tak walił palcami
w klawisze,
zmniejszę frekwencję uderzeń,
spowolnię serca bicie,
swoje wariactwa wyciszę,
ptaszkowie moi najmilsi.


















przeł. Zbigniew Machej