Marsz Równości z lipca 2019 roku odbywał się pod hasłem "Białystok domem dla wszystkich"; był legalny, ale towarzyszyło mu kilka kontrmanifestacji, których uczestnicy kilkakrotnie próbowali go zablokować. W stronę uczestników marszu rzucano kamieniami, petardami, jajkami i butelkami, wykrzykiwano też obraźliwe słowa, policja musiała użyć gazu.
Rzucanie kostką brukową
Ostatecznie ustaliła ponad 140 osób, które popełniły różne wykroczenia, w kilku przypadkach były też zarzuty karne, m.in. dotyczące pobić. Białostockie sądy wciąż zajmują się tymi sprawami.
Oskarżonemu, którego sprawą sąd rejonowy zajmował się w poniedziałek, prokuratura zarzuciła udział w zbiegowisku, którego celem było zablokowanie przejścia uczestników Marszu Równości oraz czynną napaść na kilku policjantów zabezpieczających to zgromadzenie, w stronę których miał rzucać kostką brukową.
Proces zakończył się w ciągu jednego dnia, oskarżony złożył wniosek o wyrok bez konieczności przeprowadzania postępowania dowodowego. W śledztwie przyznał się do udziału w blokowaniu marszu, ale nie do czynnej napaści na funkcjonariuszy. "Rzucałem, ale nie w stronę policji tylko w zupełnie inną stronę. To było pod presją tłumu" - mówił wtedy. Przed sądem zapewniał, że żałuje tego co zrobił i powtórzył, że był pod presją tłumu. Prosił o łagodną karę.
- Wszystko, co było w aktach sprawy, za wyjątkiem części wyjaśnień, ewidentnie świadczyło o tym, że pan popełnił zarzucane mu przestępstwo - mówił w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Piotr Markowski. Zwracając się do skazanego powiedział, że oznacza to, iż nie toleruje on "innych osób". - A nasza przestrzeń jest dla każdego, należy się i tym, co inaczej myślą i tym, co po pana myśli myślą - mówił podkreślając, że chodzi o to, by nie naruszało to wolności innych obywateli.
Sędzia mówił, że dowody na to, iż skazany rzucał w policjantów kostką brukową "są ewidentne". - To, co działo się w tamtym miejscu niestety z tolerancją nie ma nic wspólnego - dodał.
Jaka kara?
Sędzia Markowski wyjaśnił, że wpływ na zawieszenie wykonania kary (na trzy lata) miała dotychczasowa niekaralność sprawcy oraz to, że wyraził żal.
Świadczenie pieniężne (wpłata na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym i Pomocy Postpenitencjarnej) ma być finansową dolegliwością pokazującą, że "nie opłaca się w ten sposób postępować". - Warunkowe zawieszenie wykonania kary ma nie oznaczać, że pan bezrefleksyjnie wyjdzie z tej sali i pomyśli sobie, że udało się. Tylko że będzie nadzór kuratora, będzie długi okres próby i ta wpłata w kwocie 3 tys. zł, która - gdy pan będzie ją uiszczał - z pewnością spowoduje myślenie, że nie opłacało się - powiedział sędzia.
Skazany ma też zapłacić 1,4 tys. zł kosztów sądowych. Sędzia powtórzył, że to również powinno dać do myślenia i świadczyć o tym, że "chyba jednak się nie opłaca".