"To najsmutniejsza chwila, jaką przeżyłem od 12 lat, odkąd uczestniczę w szczytach klimatycznych" - podsumował zjazd Prodipto Ghosh, minister ochrony środowiska i lasów Indii. Nic dziwnego. W Poznaniu miały zapaść decyzje dotyczące dalszego ograniczania emisji gazów cieplarnianych. Wielu na to liczyło, bo od konferencji w Kioto w 1997 roku państwa nie posunęły się do przodu.

"Cierpienie naszych sierot - ten ludzki aspekt zmian klimatycznych - nie było tutaj brane pod uwagę. To zły sygnał przed Kopenhagą" - mówił Juan Lozano, delegat z Kolumbii. Nie bez przyczyny wspomniał o stolicy Danii. To właśnie tam ma się odbyć 5. konferencja klimatyczna, czyli COP 15.

COP 14 można uznać też za klęskę krajów uboższych, bo w Poznaniu nie podjęto żadnych radykalnych decyzji, dotyczących walki z suszami i biedą. Przedstawiciele państw rozwijających się skrytykowali kwotę funduszu adaptacyjnego, który ma wspomagać biedne państwa w budowie zabezpieczeń przed powodziami, finansować zapasy żywności oraz instalacje systemu ostrzeżeń przed huraganami.

Kwota funduszu adaptacyjnego jest rzeczywiście śmieszna. Wynosi 80 milionów dolarów. Warto tu przy okazji wspomnieć, że koszt zorganizowania konferencji w Poznaniu to 32 miliony dolarów.

Jedną z zadowolonych po konferencji osób był nasz minister środowiska - Maciej Nowicki. Wskazywał, że zadekretowane 80 milionów dolarów będzie wypłacane już od przyszłego roku, a w roku 2012 fundusz powinien urosnąć do 300 milionów dolarów.

Tymczasem, według prognoz ONZ, biedne państwa będą potrzebowały "dziesiątek miliardów dolarów" do 2030 roku, aby móc skutecznie przeciwstawić się groźnym skutkom zmian klimatycznych.









Reklama