Po blisko roku niezwykle trudnych negocjacji przywódcy Unii mieli uzgodnić, w jaki sposób zjednoczona Europa do 2020 roku ograniczy o 1/5 emisję dwutlenku węgla i przyczyni się do powstrzymania ocieplenia klimatu Ziemi. Pesymisci uważali, że trudne rozmowy przedłużą się nawet na cztery doby. "Na tyle dni zabraliśmy ze sobą koszul" - zapowiadał szef gabinetu politycznego premiera Donalda Tuska Sławomir Nowak. Jednak już w nocy z czwartku na piątek Sarkozy zdołał przełamać opór tych, którzy mieli największe wątpliwości: Niemiec, Włoch i Polski. "Wszystkie nasze żądania zostały spełnione" - mówił rano włoski premier Silvio Berlusconi.

Reklama

>>>ONZ: Pakiet klimatyczny to konieczność

Jak to możliwe? Francuscy dyplomaci nieoficjalnie mówią: cenę za porozumienie zapłacił klimat. Bo plan został wynegocjowany dlatego, że stojący na czele Unii Francuzi zdecydowali się spełnić praktycznie wszystkie żądania państw UE. Przede wszystkim najbardziej energochłonne gałęzie przemysłu, jak cementownie, huty i zakłady chemiczne od 2013 do 2020 roku nie będą płaciły za całość emitowanego dwutlenku węgla ale jedynie za 70 proc. To ogromny sukces Niemiec, które obawiały się, że z powodu nadmiernych obciążeń ekologicznych ich firmy przestaną być konkurencyjne na rynkach pozaeuropejskich.

Ulgi wywalczyły jednak także biedniejsze kraje UE, jak Polska. Ich elektrownie, napędzane często węglem, w 2013 roku zamiast 100 proc. praw do emisji jak chciała Komisja Europejska, będą płacić jedynie 30 proc. Dopiero 7 lat później wniosą całość należności.

>>>Kurski: Klimat to ekstrawagancja dla bogatych

W południe pozostał jednak jeszcze jeden problem. Niespodziewanie premier Węgier Ferenc Gyurcsany, którego kraj jest pogrążony w głębokim kryzysie gospodarczym, podważył podstawowe założenie unijnego planu: redukcję emisji dwutlenku węgla o 20 proc. To wytrąciło unijnych przywódców z równowagi, bo Węgier mógł zawetować porozumienie. "To naprawdę nie jest moment, aby w ten sposób stawiać sprawę" - wybuchnął przewodniczący Komisji Europejskiej Jose-Manuel Barroso.

Ale i na to Sarkozy znalazł wyjście. W porozumieniu uzgodniono, że w 2018 roku kraje UE ocenią, jak idzie im w praktyce z ograniczeniem szkodliwych emisji. I jeśli okaże się, że szczytne założenia pozostały na papierze, zdecyduje o odłożeniu grubo poza 2020 roku termin realizacji planu.

Reklama

Prezydent Sarkozy usiłował wczoraj wielkimi słowami zakryć słabości przyjętego porozumienia. – To, co się wydarzyło, przejdzie do historii. Przecież żaden inny kontynent nie przyjął równie zobowiązujących regulacji niż te, które my jednomyślnie zatwierdziliśmy – przekonywał. Ale Barroso pozwolił sobie już na większą szczerość: „Musieliśmy przyjąć pewne zmiany. To jest cena za jednomyślność” - uznał.

Stephen Singer, ekspert organizacji ekologicznej WWF jest natomiast oburzony wynikami brukselskiego szczytu. Jego zdaniem de facto Unia ograniczy do 2020 roku emisję dwutlenku węgla zaledwie o 4 proc., tak wiele wyjątków do pierwotnego planu przyjęto na brukselskim szczycie. I zamiast pokazać przykład światu, jak walczyć z ociepleniem klimatu Ziemi, będzie ciągnąć się w ogonie bogatych państw walczących o lepsze środowisko.