W kolejce zawiódł nie tylko napęd główny. Choć została oddana do użytku zaledwie kilkanaście dni temu, nie dało się uruchomić nawet jej zasilania awaryjnego.
Na szczęście krzesełka wisiały na tyle nisko, że sięgały do nich strażackie drabiny. "I dlatego udało się sprowadzić turystów zaledwie w dwie godziny. Gdyby krzesełka wisiały wyżej, trzeba byłoby użyć skomplikowanej techniki linowej, co znacznie wydłużyłoby akcję. A dłuższy pobyt na mrozie mógł być groźny nawet dla życia turystów" - powiedział DZIENNIKOWI naczelnik grupy beskidzkiej Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego Jerzy Siodłak.
Ratunek przyszedł szybko także dlatego, że drabiny na stok wwoziły skutery śnieżne i ratrak, które w drodze powrotnej odwoziły uwolnionych turystów. Byli przemarznięci, ale żadnemu nic się nie stało. Jedynie dwóm osobom trzeba było z tego powodu udzielić pomocy medycznej, nie było jednak potrzeby odwożenia ich do szpitala.
Teraz wyciąg zbadają specjaliści. Dopiero po zakończeniu przez nich pracy będzie wiadomo, dlaczego nowe urządzenie uległo tak poważnej awarii.