Na przygodach Tytusa, Romka i A' Tomka wychowały się dwa pokolenia Polaków. Dlaczego po 50 latach zdecydował się Pan wysłać Tytusa na emeryturę?
Henryk Chmielewski: Dokładnie po 52 latach. Jak się ma 86 lat to nie wypada już rysować komiksów.
Papcio Chmiel po raz ostatni: Tytus depcze swastykę >>>
A jak się ma 84 czy 85 to wypada?
Szczerze mówiąc oczy mam już nie te co kiedyś. Poza tym chcę zakończyć pisanie kolejnych książeczek, póki z moją głową jest jeszcze wszystko w porządku. Tytus to moje dziecko, a książki o jego przygodach to dzieło mojego życia. Chcę, aby ludzie zapamiętali go jak najlepiej. Teraz chcę uporządkować archiwum.
To już jest koniec Tytusa, Romka i A'Tomka >>>
Nie żal panu kończyć pracę?
Żal i definitywnie nie skończę. Krótkie historyjki nadal będą powstawać. Dużych książek jednak już nie będzie.
Jak właściwie urodził się Tytus? Sam znam przynajmniej dwie anegdoty o jego narodzinach.
Tytus urodził się 22 października 1957 roku. Wtedy pierwszy odcinek poszedł do druku. Już rok wcześniej w redakcji "Świata Młodych" napisałem komiks "Romek i A'Tomek", ale nie było wtedy klimatu politycznego do pisania komiksów.
Pomogło mi wydarzenie historyczne. Związek Radziecki wystrzelił na orbitę sputnika. Musieliśmy coś w "Świecie Młodych" na ten temat napisać, a żadnych informacji nie mieliśmy. Wszystkie szczegóły były przecież ściśle tajne. Moja historyjka była właśnie w klimacie kosmicznym. Dwaj harcerze Romek i A'Tomek poszli na wystawę rakiet. W jednej z nich, którą przypadkiem uruchomili, znaleźli doświadczalną małpkę, właśnie Tytusa. Następne odcinki nosiły już tytuł "Tytus, Romek i A'Tomek".
To dlaczego w pierwszej księdze Tytus rodzi się po raz drugi?
Papciowi Chmielowi rozlał się tusz. Gdy rzucił okiem na plamę zorientował się, że przypomina małpkę. Dorysował jej ręce i nogi i tak przyszedł na świat Tytus de ZOO.
Większość przygód Tytusa dzieje się w PRL. Przecież zrobienie głównym bohaterem małpy mogło nie spodobać się ówczesnej władzy? Mało dydaktyczna postać...
Gdy rozpoczęliśmy druk przygód Tytusa w "Świecie Młodych" na moich redaktorów rzeczywiście padł strach. Wszyscy zastanawiali się jak kierownictwo partii, wydział prasowy Komitetu Centralnego, przyjmie nowy komiks. W pewnej chwili dzwoni telefon od prominentnego działacza wydziału. Wszyscy wstrzymali oddech. Głos w słuchawce powiedział "Możecie to puszczać. To jest nawet pożyteczne, mojemu synowi się podoba".
Pierwszy komis się ukazał, ale kolejne części musiały być zaakceptowane przez cenzurę. Miał Pan z nią problemy?
Problemy miałem już na poziomie redakcji. Przede wszystkim z chronicznym brakiem papieru. Zdarzało się też, że historyjki były drukowane na przemian. Jedna strona w kolorze, jedna na czarno-biało. Ingerencji cenzury jako takiej nie było. Musiałem tylko podać temat i przedstawić konspekt. Za to zdarzały się prośby i sugestie...
Jak to sugestie?
Przygody chłopców i Tytusa miały być bardzo harcerskie. Bohaterowie mięli na przykład zbierać makulaturę, czy przeprowadzać staruszków przez jezdnię. Nakład rozszedł się błyskawicznie, postanowiliśmy więc drukować kolejne przygody. Następna księga miała się podobać milicji. Chłopcy poznawali więc przepisy ruchu drogowego. Potem była przygoda kosmiczna, bo Rosjanie odnosili wtedy sukcesy.
Ingerowano panu jakoś specjalnie w treść scenariusza?
Kolejny komiks miał być o wojsku. Tu pojawił się problem. Zarzucano mi, że Tytus jest szympansem, a małpa nie może złożyć wojskowej przysięgi, więc nie może stać na warcie. Był też problem z czołgiem, który miał skręconą lufę. Przecież armia miała sprzęt radziecki, a on nie mógł być uszkodzony.
Przy V książeczce o podróży Wannolotem dookoła świata obcięto mi pół scenariusza. Zamiast tego miałem zamówienia na "politycznie poprawne" międzylądowania. Niech w Nowym Jorku dadzą nauczkę białemu rasistę i uratują murzynka. Widocznie uratowali i dzięki temu USA mają prezydenta Baracka Obamę. Musieli też zatrzymać się na Kubie i wziąć udział w festiwalu młodzieży. W Londynie na wystawie sklepu spożywczego miał leżeć polski faszerowany karp. Potem zażyczyli sobie, aby Tytus pomógł komunistycznej partyzantce w Angoli. Wtedy powiedziałem "nie".
Mimo poprzednich przygód udało mu się w XXIV księdze przygód wstąpić do wojsk NATO. Poruszył pan też poważniejsze tematy, narkotyki, gangi... Jak Tytus odnalazł się w nowych realiach po 1990 roku?
Pierwsze książeczki pisałem dla dzieci. Poruszałem więc dziecięce tematy i używałem ich języka. Komiks czytają jednak całe pokolenia. Moi czytelnicy z biegiem lat dorośli, dla kogo więc miałem rysować? Historia zmierzała ku końcowi, postanowiłem więc narysować coś dla starszych. Pomyślałem, że kiedyś nie było na przykład problemu chuliganów stadionowych.
A czy pisząc kolejne księgi zawarł pan w przygodach Tytusa jakieś elementy z Pana biografii?
Dużym sentymentem darzę księgę XIX, gdzie jest on uczłowieczany przez "uteatralnianie". To takie odbicie mojego dzieciństwa.
A ostatni wydany album z Tytusem, Romkiem i A'Tomkiem jako warszawskimi powstańcami jest narysowany z wyobraźni Papcia Chmiela?
W powstaniu warszawskim byłem w oddziale, który miał atakować lotnisko Okęcie. To się niestety nie udało. Zostałem zatrzymany przez Niemców już w pierwszej godzinie powstania. Dlatego wszystko co narysowałem to zdarzenia, o których usłyszałem od rodziny i znajomych.
Na przykład temat poczty harcerskiej podsunął mi kolega z redakcji "Świata Młodych" Jerzy Kasprzak, który w wieku 14 lat był listonoszem poczty powstańczej. Stąd pomysł aby i moi bohaterowie służyli jako pocztowcy.
Jest też historia rodzinna. Moja matka i siostra były na Starym Mieście. Gdy 2 września opuszczały Starówkę, Ukrainiec zerwał siostrze naszyjnik. Taka scena znalazła się również w albumie.