Ostatnie 8 lat Peerelu upłynęły pod znakiem towarów reglamentowanych. Na kartki było dosłownie wszystko: począwszy od karkówki i wódki przez skarpetki, pieluchy, na meblach i samochodach kończąc. ”Kartki to nie wymysł komunizmu, a gospodarki wojennej. A w czasach Peerelu wprowadzenia kartek i zapewnienia odpowiedniej ilości towaru w sklepach domagali się przecież strajkujący w 1980 roku. Żądanie podwyżek było bezcelowe, bo cóż zrobić z pieniędzmi, jeśli półki są puste?” - tłumaczy historyk prof. Tomasz Nałęcz.

Reklama

W latach 80. w kasie każdego sklepu nieodzownym narzędziem były nożyczki. Kasjerka musiała odciąć odpowiedni kwadracik przy zakupie wydzielonej ilości towaru. Prof. Nałęcz przypomina pochodzący prawdopodobnie z lat powojennych, ale dziś uznawany za peerelowski żarcik: „Przychodzi facet do sklepu i prosi o 2 litry mleka i 12 jaj. Ekspedientka bierze kartkę i mówi: Ale jaja to pan ma wycięte. On na to: Niemożliwe! Żona przed wyjściem sprawdzała i były. Proszę dokładnie sprawdzić, prosił. Na to ekspedientka: O, jednak są, podwinęły się” – śmieje się prof. Nałęcz.

W wycinanie kartek musiały się także bawić pracownice zakładowych stołówek. ”Nie można było po prostu kupić sobie schabowego czy karkówki na obiad. Zawsze odpowiednia ilość miesięcznego przydziału była odcinana z kartki” - wspomina pan Henryk, który w Peerelu pracował jako monter w elektrowni pod Szczecinem.

Dodatkowe przydziały należały się z okazji ślubu, narodzin dziecka czy śmierci w rodzinie. ”Jakieś 10 litrów wódki z okazji ślubu. A przy narodzinach przydział na wyprawkę dla dziecka: 20 tetrowych pieluch, kocyk, kilka kaftaników i śpioszki” - wylicza Ewa Matusek. Ona sama z powodu kartek musiała stanąć przed sądem. ”W moim zakładzie pracy to ja wydawałam kartki. Prowadziłam rejestry, ile kto ma dzieci, jak pracuje i co miesiąc wysyłałam zapotrzebowanie na kartki do urzędu gminy. No i okazało się, że jedna z pracownic oszukuje: brała u nas kartki na siebie i dziecko, a w tym czasie jej córka mieszkająca w innym mieście w internacie pobierała dodatkowe kartki żywnościowe. Ktoś doniósł i sprawa zakończyła się sądem, a ja byłam świadkiem” - opowiada. Jej koleżanka z pracy miała jeszcze jeden przywilej: milicjanta w rodzinie. ”Mundurowi dostawali dodatkowe przydziały na zakup butów i materiału. Pamiętam, że ona za takie milicyjne kartki piękne garnitury poszyła synom do ślubu” - mówi. Z kolei kartki na papier toaletowy można było zdobyć, oddając makulaturę: za każdy kilogram przysługiwała jedna rolka.

Reklama

Niemal natychmiast po wprowadzeniu kartek rozkwitł handel wymienny, bo nie każdy potrzebował wszystkich rzeczy, które mu z urzędu przydzielano. ”Jeśli ktoś nie miał nałogów i słabości, mógł zrobić na kartkach całkiem niezły interes” - mówi się Barbara Siwek z Wrocławia. Kartki na papierosy można było wymienić na pół litra wódki, przydział na kawę i słodycze, albo oddać za dodatkowe porcje wołowiny z kością. Prawdziwy problem miała jednak osoba, która kartki zgubiła. Mogła kupić kolejne na czarnym rynku, bo duplikatów nie wydawano. Ostatecznie kartki wycofał w 1989 roku rząd Mieczysława Rakowskiego.