Jak mówi ekspertka, emocje opadły i widać o wiele mniej entuzjazmu niż w poprzednich latach. – Monitorujemy skrajnie prawicowe fora i media. Jest wyjątkowo cicho o tegorocznym Marszu Niepodległości. Nie ma widocznego w poprzednich latach tonu triumfalizmu, pewności siebie i arogancji, że oto tego dnia miasto należy do nas – wskazuje w Gazecie Wyborczej doktor Anna Tatar z antyrasistowskiego stowarzyszenia Nigdy Więcej.
– Emocje opadły i widać to zwłaszcza po rozpaczliwym wezwaniu Rafała Ziemkiewicza na Marsz Niepodległości sprzed kilku dni. W swoich mediach społecznościowych zamieścił nagranie, w którym straszy, że polska niepodległość jest zagrożona, bo Unia Europejska szykuje zmiany traktatowe. Wzywa na marsz, żeby „pokazać zdrajcom, że Polska nie zginęła". Wygląda to dość desperacko - dodaje doktor Tatar.
Marsz Niepodległości 2023. "To będzie zapewne frekwencyjna klapa"
W poprzednich latach organizatorzy mówili o marszu, że to „największa manifestacja prawicy w Europie". Zjeżdżali na nią przedstawiciele skrajnych, niekiedy wprost neofaszystowskich organizacji z różnych krajów. Teraz narracja na temat marszu znacząco osłabła.
Dodajmy, że w ostatnich miesiącach wśród organizatorów dochodziło do kłótni i publicznego prania brudów. Za Marsz Niepodległości 2023 odpowiada już nie Robert Bąkiewicz, tylko działacz Młodzieży Wszechpolskiej - Bartosz Malewski. W niedawnej rozmowie z portalem narodowcy.net mówił, że Bąkiewicz zostawił nowych organizatorów z „wyczyszczonymi kontami i długami".
Wspomniał też, że Bąkiewicz zatrzymał część sprzętu oraz dostęp do kont Marszu Niepodległości w mediach społecznościowych, jednocześnie pozbawiając stowarzyszenie możliwości promocji. Na przykład niegdyś dobrze prosperujące konto Marszu na Facebooku dziś w temacie manifestacji świeci pustkami.
– Nie obserwujemy również dużej mobilizacji w środowisku pseudokibiców. W poprzednich latach w ostatnich tygodniach przed Marszem Niepodległości docierały do nas informacje o różnych transparentach o tej imprezie wywieszanych na stadionach. W tym roku tego nie ma – mówi doktor Anna Tatar.
– To będzie zapewne frekwencyjna klapa. Niekoniecznie będzie to naprawdę mały marsz, ale w porównaniu z poprzednimi latami i wobec ambicji, jakie mają nacjonaliści, będzie to zdecydowania poniżej ich oczekiwań – uważa doktor Przemysław Witkowski, badacz ekstremizmów politycznych i redaktor wydanej niedawno książki „Śmierć Wrogom Ojczyzny! Anatomia polityczna uczestników Marszu Niepodległości".
Marsz Niepodległości 2023. Problemy logistyczne
Organizatorzy borykają się też z logistyką. 7 listopada w ratuszu odbyło się spotkanie miejskich służb i policji w sprawie Marszu Niepodległości. Dyrektor Stołecznego Centrum Bezpieczeństwa Michał Domaradzki przekazał Gazecie Wyborczej informacje, które uzyskał od policji: marszu ma pilnować około 300 członków służby porządkowej, tak zwanej straży marszu. Co ciekawe, to o jedną trzecią mniej niż w poprzednich latach. Dodajmy, że nie będzie też nagłośnienia używanego w przeszłości.
Najpewniej chodzi o sprzęt kupiony z ministerialnych dotacji, za pomocą którego Bąkiewicz kilka lat temu zagłuszał powstankę Wandę Traczyk-Stawską. – Poprosiliśmy nowego organizatora o spotkanie. Odpowiedział, że nie jest zainteresowany, bo jest spoza Warszawy. Przyjdzie dopiero w piątek przed imprezą, by odebrać identyfikator – mówi dyrektor Domaradzki.
Marsz Niepodległości 2023. Co będzie z nim dalej?
Z informacji stołecznych urzędników wynika, że w Marszu Niepodległości nie weźmie udziału żaden przedstawiciel władzy centralnej ochraniany przez SOP. Może to świadczyć o tym, że PiS nie zamierza tym razem wspierać narodowców, partia bowiem szykuje dzień wcześniej własne obchody połączone z miesięcznicą smoleńską.
Na frekwencję może też wpłynąć porażka Konfederacji w wyborach i wewnętrzne spory między przedstawicielami Ruchu Narodowego Krzysztofa Bosaka i Nową Nadzieją Sławomira Mentzena.
– Im mniej władzy, tym większa jest frustracja – mówi Witkowski. – Środowisko marszu się zarówno skurczy, jak i zradykalizuje. Jeśli w tym roku poczucie utraty władzy i wpływów nie jest może jeszcze na tyle namacalne, to najprawdopodobniej będzie w roku następnym. Trzeba liczyć się z sytuacją zbliżoną do tej z lat 90., kiedy to nacjonalizm, rozumiany szeroko, był w dużej mierze zredukowany do skinheadów i politycznego marginesu - wskazuje ekspert.
– Na każdym Marszu Niepodległości była widoczna w mniejszym bądź większym stopniu przemoc i agresja. Na jego czele niesiono rasistowskie transparenty. Nikt za to nie poniósł konsekwencji – zaznacza Tatar. – Zobaczymy, jak będzie w tym roku. Apeluję do władz miasta, by nie pozwalały na łamanie prawa, szerzenie mowy nienawiści. Przepisy są jasne: gdy dochodzi do czynów niezgodnych z prawem, marsz powinien być rozwiązany - dodaje.
– Stopniujemy nasze działania, bo po rozwiązaniu zgromadzenia jest ryzyko, jak zachowają się jego uczestnicy – odpowiada dyrektor Domaradzki. Dodaje, że niekiedy wystarcza interwencja przedstawicieli urzędu miasta u organizatorów zgromadzenia w trakcie jego trwania, na przykład w sprawie pojedynczego transparentu. Jeżeli znika, nie ma potrzeby rozwiązywania demonstracji.