6 stycznia w gminie Purda zorganizowano polowanie. Koło Łowieckie "Żubr" z Olsztyna w swoich mediach opublikowało opatrzoną zdjęciami relację, w której czytamy, że "pozyskano lisa oraz jelenia cielę".

Co ciekawe jednak, myśliwi pominęli informację o tym, że podczas łowów zastrzelono łosia. Ten gatunek jest w Polsce chroni moratorium - co oznacza, że obejmuje go bezterminowy całoroczny okres ochronny i całkowity zakaz odstrzału. Za jego zabicie grożą surowe kary. O sprawie jako pierwsza poinformowała Wirtualna Polska, ale sygnał o zdarzeniu wpłynął także na interwencyjną skrzynkę Fundacji Niech Żyją!.

Z informacji, które znalazły się w mailu do fundacji wynika, że jednym z uczestników polowania był Marcin Możdżonek, prezes Naczelnej Rady Łowieckiej, były siatkarz i aktualny kandydat na prezydenta Olsztyna.

Reklama

Możdżonek: Byłem uczestnikiem polowania, nie byłem świadkiem, nie widziałem

Reklama
Reklama

Jak w rozmowie z WP podkreślił były siatkarz, choć sam nie widział zdarzenia, brał udział w polowaniu. - Nie byłem świadkiem zabicia łosia. Byłem uczestnikiem tego samego polowania, ale zdarzenia nie widziałem. Kiedy dotarły do mnie informacje o tym zdarzeniu, poprosiłem prowadzącego polowanie, żeby wezwał policję - wytłumaczył i dodał, że "tylko jedna osoba mogła oddać strzał w tamtą stronę".

Ocenił jednocześnie, że "to, co się wydarzyło, musiało być naganne". - Pamiętam doskonale, był piękny, słoneczny dzień, minus pięć, minus siedem stopni, mnóstwo śniegu. Nie jestem w stanie zrozumieć, jak można tak się pomylić - wspominał. Możdżonek podkreślił jednocześnie, że odpowiedzialny za śmiertelny strzał myśliwy powinien "ponieść pełną odpowiedzialność finansową i karną za to, co zrobił".

Na liście uczestników polowania - prokurator z Olsztyna

Jak udało się dowiedzieć redakcji Dziennik.pl, jeden z uczestników polowania poprosił "o zgłoszenie tego incydentu <<gdzieś>>, ponieważ sam jako myśliwy zrobić tego nie może; grozi mu za to natychmiastowe usunięcie z koła".

Służby o sprawie powiadomione zostały przez pracownika Nadleśnictwa Olsztyn około godziny 20. Godzinę później na miejscu pojawili się mundurowi. Ci odnaleźli ciało łosia, a po dwóch dniach zabezpieczyli łuskę "mogącą mieć związek z postrzeleniem zwierzęcia".

Policja prowadzi w tej sprawie śledztwo pod nadzorem olsztyńskiej prokuratury. Zostało wszczęte postępowanie z art. 35 ust. 1 Ustawy o ochronie zwierząt, który brzmi: "Kto zabija, uśmierca zwierzę albo dokonuje uboju zwierzęcia z naruszeniem przepisów art. 6 ust. 1, art. 33 lub art. 34 ust. 1-4, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3".

Olsztyńska prokuratura do 5 marca weryfikowała listę 32 uczestników polowania. Teraz okazuje się jednak, że sprawa może zostać przekazana do innego okręgu - jak bowiem nieoficjalnie ustalili dziennikarze WP, na wspomnianej liście znaleźć się miał prokurator z Olsztyna.

Izabela Kadłucka: Żaden z myśliwych nie chciał się przyznać do zabicia łosia

Redakcja portalu Dziennik.pl o ocenę zdarzenia poprosiła działaczy na rzecz zwierząt.

- Niezrozumiałe jest to, z jakiego powodu myśliwy, niemalże pod okiem prezesa Naczelnej Rady Łowieckiej, podejmuje decyzję o zabiciu łosia - stwierdziła Izabela Kadłucka, prezeska Fundacji Niech Żyją!.

Podkreśliła, że jej fundacja dołączyła do postępowania na prawach strony i będzie wykonywać prawa pokrzywdzonego. - Z anonimowych informacji wiemy, że nikt z myśliwych długo nie chciał się przyznać do zabicia zwierzęcia, dlatego postanowiono o wezwaniu policji - dodała.

- W Polsce obowiązuje całoroczny zakaz polowania na łosie już od 23 lat, zatem każdy myśliwy zapewne wie, że na łosie polować nie wolno. Z jakim gatunkiem tym razem został pomylony łoś przez myśliwego? To jest kolejny argument za wprowadzeniem okresowych badań lekarskich i psychologicznych dla myśliwych. Jeśli myśliwi będą przechodzić regularne badania wzroku, to może takich pomyłek będzie mniej - wysnuła tezę działaczka.

Fotograf dzikiej przyrody: Nie mogę zrozumieć, jak mogło dojść do tej pomyłki

Radosław Miazek z Fundacji Dziedzictwa Przyrodniczego od kilkunastu lat obserwuje i fotografuje łosie. Podkreślił, że nie jest w stanie zrozumieć, jak mogło dojść do takiej pomyłki, "szczególnie, gdy - jak opisuje pan Możdżonek - był słoneczny, zimowy dzień".

- Od kiedy w Polsce nie poluje się na łosie, te zwierzęta nie czują lęku przed człowiekiem. Stoją, patrzą, a nawet często podchodzą do ludzi z ciekawości. Fotografując łosie, często miałem takie spotkania ze zwierzęciem, które trwały kilkadziesiąt minut - opowiadał redakcji Dziennik.pl. - Myśliwy w takiej sytuacji ma możliwość dokładnego rozpoznania zwierzęcia, jeśli nie postępuje pochopnie i zgodnie z prawem, strzela do rozpoznanego celu - mówił.

Anna Gdula, członkini Rady Fundacji Niech Żyją! z kolei zaznaczyła, że do tego typu wypadków dochodzi "niepokojąco często". - Niestety, wiele postępowań nie znajduje finału w sądzie. Udział organizacji w takim postępowaniu ma duże znaczenie. Umożliwia społeczną kontrolę działań organów ścigania i pomaga w dochodzeniu do adekwatnego wymiaru kary dla sprawcy - zakończyła.