O mobbing Kaczyńskiego oskarżają były burmistrz Dariusz Godlewski i wiceburmistrz Piotr Zygarski dzielnicy Wawer. Twierdzą, że prezydent miasta torpedował wszystkie ich inicjatywy i tym samym utrudnił im ścieżkę kariery. Oba byli samorządowcy zostali wybrani na swoje stanowiska w 2003 roku. Mmo tego ówczesny prezydent miasta, Lech Kaczyński, powołał w dzielnicy swojego pełnomocnika i nie uznał ich nominacji. W dzielnicy rozpoczął się konflikt, który sparaliżował pracę tamtejszego samorządu na niemal całą kadencję.
W poniedziałek Sąd Okręgowy w Warszawie przesłuchał Godlewskieg i Zygarskiego. Ten pierwszy twierdzi, że gdyby nie sprawowanie przez niego urzędu, a potem postępowanie prokuratury w sprawie niegospodarności, zakończone dopiero w ubiegłym roku, mógłby objąć rozmaite eksponowane funkcje, np. zostać prezesem spółki Skarbu Państwa. Przedstawia też dokładne wyliczenia, ile stracił z powodu mobbingu. Jego zarobki mogłyby sięgać od 40 do 50 tys. zł miesięcznie. Przy założeniu, że będzie aktywny jeszcze około 20 lat, dało mu to kwotę 10 mln zł, o którą zamierza się sądzić z Kaczyńskim.
Stracone pieniądze, to jego zdaniem, nie jedyny problem. Godlewski stwierdził też, że po odwołaniu ze stanowiska stał się osobą zamkniętą, apatyczną, nie wierzącą we własne możliwości. Nie ubiegał się też o żadne funkcje publiczne. Cała sprawa "cofnęła go w karierze zawodowej co najmniej o dziesięciolecie".
Z kolei zdaniem Zygarskiego "prezydent Kaczyński chciał wymóc podanie się do dymisji". "Postępowanie pana Urbańskiego, Skrzypka i pani Jakubiak (zastępcy Lecha Kaczyńskiego - red.) było skierowane na obrażanie mnie i niszczenie ekonomiczne, a przede wszystkim psychiczne" - powiedział przez sądem Zygarski.
Utrzymuje też, że jego choroby - przede wszystkim problemy żołądkowe - mogą mieć związek ze stresem, jaki przechodził w czasie sprawowania urzędu. Domaga się więc 5 milionów złotych odszkodowania. To suma uposażeń prezydenta Kaczyńskiego pomnożona przez dwa. Zygrski dla siebie chce tylko tysiąc złotych, resztę kwoty deklaruje przeznaczyć na cele społeczne.
"Gdyby nie mobbing, wystartowałbym w wyborach na stanowisko prezydenta Warszawy i wygrałbym je" - tłumaczy Zygarski. "Byłem poddawany mobbingowi, zamiast mnie na spotkania Rady Miasta zapraszano pełnomocnika prezydenta Kaczyńskiego" - zaznaczył.
Sąd zobowiązał pełnomocników urzędu miasta do ustosunkowania się do wyliczeń Zygarskiego i Godlewskiego, którzy podali jakie kwoty utracili z powodu nie wypłacenia im premii. Następna rozprawa w listopadzie.