Do awantury doszło na początku sierpnia na białostockim dworcu PKP. Para Włochów zapytała kasjerkę, czy dziewczynie, która studiuje przysługuje zniżka na bilet do Wiednia. Niestety kasjerka twierdziła, że nie rozumie, co turyści mówią. Wtedy jedna z osób z kolejki zaproponowała, że może przetłumaczyć, co mówią Włosi. W tym momencie kasjerka zdenerwowała się i krzyknęła: „Tu jest Polska i mówi się po polsku. Ja rozumiem po angielsku, ale nie mam ochoty rozmawiać!".

Reklama

Na koniec kasjerka wezwała ochronę, a Włochom sprzedała bilet bez zniżki, która się im należała.Pech chciał, że na dworcu w tym czasie była dziennikarka niałostockiego wydania „Gazety Wyborczej”. Sytuację opisała w jednym ze swoich felietonów. Sprawa tak zbluwersowała jednego z białostoczan, że postanowił złożyć skargę na kasjerkę. Jej szefowie po przeprowadzeniu postępowania wyjaśniającego nie mieli wątpliwości, że pracownica zachowała się nagannie. Ukarano ją obniżeniem premii. Kobieta miała też rozmowę ze swoim szefostwem, w której przypomniano jej, że do jej obowiązków należy m.in. mówienie do zagranicznych turysów po angielsku.