”W domu nie mówi się o uczuciach, a o zadaniach do wykonania. Rodzina stała się firmą, która ma przynosić wymierne dochody” - mówi profesor Czapiński. Dorośli pytają młodych głównie o ich szkolne sukcesy, a nie mają czasu na bezinteresowną rozmowę. I dlatego nie wiedzą, jak wygląda ich prawdziwe życie. Są na przykład głęboko przekonani, że ich potomstwo wolny czas spędza przykładnie w domu, uprawiając sport lub chodząc na kółka zainteresowań. Rodzice zdają sobie wprawdzie sprawę, że młodzi bardzo chętnie korzystają z internetu, ale wydaje im się, że poświęcają na to najwyżej 3 godziny tygodniowo. Tymczasem to, co mówią o sobie młodzi, jest diametralnie inne - w sieci buszują aż 7 godzin w tygodniu, a zajęcia sportowe omijają szerokim łukiem. Najgorzej jednak jest z wiedzą rodziców o tym, jak się czuje ich potomstwo w szkole. Są przekonani, że nie ma tam problemu przemocy, i zaczynają się niepokoić dopiero wtedy, gdy dziecko wraca do domu ze śladami pobicia.
Skąd taka błoga nieświadomość? Zdaniem psychologów to efekt głębokich zmian w sposobie wychowania dzieci. Wynika ono z tego, że rodzice nastolatków weszli w dorosłe życie po 1989 roku życia i natychmiast wzięli udział w wyścigu szczurów. ”Ta generacja ma z młodymi coraz bardziej partnerski stosunek, co się przejawia tym, że dają dzieciom nieograniczoną wolność. Zarazem jednak przerzucają na nich odpowiedzialność i z tej wolności potem je rozliczają” - mówi psycholog Małgorzata Ohme. I wspomina, że kiedy brała udział w warsztatach z młodzieżą licealną, nastolatki opowiadały jej, że najbardziej w życiu brakuje im kontaktu z rodzicami. Bo wszystko inne mają: pieniądze, wolność, ale nie doświadczyli wspólnych rozmów czy zabawy z opiekunami. ”A kiedy pytałam, jak się czują albo co o myślą o jakiejś sprawie, byli zdziwieni. Bo nikt ich o to nie pyta. Zazwyczaj są rozliczani z praktycznych i formalnych spraw, takich jak osiągnięcia w szkole” - opowiada Ohme. Jej zdaniem dzisiejsi rodzice chcą być cool, ale ich dzieci na tym cierpią.