Tomasz Lis w wywiadzie udzielonym gazecie "Polska The Times" ujawnił kulisy swojego zwolnienia. Były naczelny wyjawił, że właściciel "Wprost" zażądał od niego jednej czwartej udziałów w nowym projekcie internetowym. Domagał się też przejęcia kontroli nad sprzedażą reklam w tym projekcie.

Reklama

Były naczelny "Wprost" zdradził, że wydawca nie płacił mu na czas. Naczelny otrzymywał wynagrodzenia z wielomiesięcznym poślizgiem. Lis wyjawił też, że prezes zabronił mu udziału w gali przyznania nagrody Człowieka Roku. Lis informację tę otrzymał sms-em.

Do wypowiedzi Lisa ustosunkował się Michał Lisiecki. Prezes Point Group oświadczył, że zachowanie Lisa jest pełne emocji, błędnych wniosków i osobistych opinii byłego redaktora naczelnego.

Trwa ładowanie wpisu

W swym oświadczeniu napisał, że Pan Tomasz Lis swymi działaniami sprowokował zdarzenia, które uczyniły z niezależnego dziennikarza i redaktora naczelnego "Wprost" - przedsiębiorcę składającego osobiście prywatne oferty handlowe partnerom PMPG i AWR Wprost bez wiedzy i zgody wydawcy.

Wydawca "Wprost" poinformował też, że nie ponosi odpowiedzialności za biznesowe działania Pana Tomasza Lisa, które doprowadziły do powstania konfliktu interesów, w jakim się znalazł były redaktor naczelny.

Prezes Point Group odniósł się również do oskarżeń byłego naczelnego "Wprost" dotyczących chęci przejęcia przez Lisieckiego 25 procent udziałów w portalu Lisa. Rozmowy takie faktycznie były prowadzone po ogłoszeniu przez Pana Tomasza Lisa jego planów biznesowych w końcu 2011 r. Wydawca złożył byłemu redaktorowi naczelnemu ofertę zakupu udziałów w jego przedsięwzięciu, aby wykluczyć potencjalny konflikt interesów. Po ostatecznym zamknięciu tego tematu na początku roku, strony nie powracały do niego - skomentował Lisiecki.

Michał Lisiecki zakończył oświadczenie stwierdzeniem, że ma nadzieję, że Pan Tomasz Lis powstrzyma się od kolejnych prowokacji medialnych godzących w wizerunek wydawcy.