Bez wątpienia Lato jest gwarancją umacniania dotychczasowego systemu rządzącego polską piłką, a nie próbą jego odmiany. Po co mu czas na coś, czego wcale nie zamierza robić?

Reklama

Nowy prezes PZPN zyskał zwycięskie głosy w zamian za ciepłe posadki dla futbolowych baronów i zapewnienia składane swoim betonowym wyborcom. Jakie one były? Z pewnością nie obiecywał, że zrobi rewolucję, zerwie z archaicznymi porządkami czy też będzie chciał wprowadzić do polskiej piłki świeżą krew. Utwierdził ich po prostu w przekonaniu, że przy nim będą bezpieczni i nic im złego nie grozi. Umocnił ich na stołkach. Poszedł dokładnie tą drogą, którą zwykle zmierzał Michał Listkiewicz, i dlatego wygrał. Tak jak jego poprzednik, dobrowolnie stał się niewolnikiem układu. Gwarantem tego, że nic się zmieni.

W oczach opinii publicznej, mediów i rządu obecny wizerunek prezesa jest skrajnie zły. Tak naprawdę wszystko, co Lato zrobi pozytywnego, będzie odebrane jako gigantyczne zaskoczenie. Ale raczej nie należy się tego spodziewać. Prognoza pogody dla polskiej piłki na najbliższe miesiące jest marna. Wybory nie tylko nie oznaczają przełomu, ale też końca wojny PZPN z rządem. A w konsekwencji także napięć między Polską a UEFA, która znów może nam grozić odebraniem Euro. Władza będzie atakować, tym bardziej że cel jest teraz znacznie łatwiejszy do trafienia. Lato to jest oczywiście kopia Listkiewicza, ale bardzo nieudana. Dotychczasowy prezes był mistrzem zakulisowych gier, wybitnym dyplomatą mającym ogromne wyczucie, polityczny zmysł i niezwykle twardą skórę. Lato jest przaśny, szorstki, słabo wypada w telewizji, nie zawsze jest w stanie nad sobą panować, ma nieporównywalnie mniejsze wpływy na arenie międzynarodowej. I nie jest ulubieńcem Platiniego, co niedawno szef UEFA wyraźnie dał do zrozumienia, forsując Bońka na prezesa PZPN. Używając nomenklatury bokserskiej: Lato aż się prosi o zadanie ciosu.

I nie zmieni tego fakt, że wybory na prezesa PZPN były demokratyczne, odbyły się zgodnie ze statutem, zwyciężył znakomity były piłkarz, który jest rozpoznawalny nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. A zatem wszystko według doskonałych zachodnich wzorców. Przecież najważniejszym człowiekiem w niemieckiej piłce jest też znakomitość z czasów Grzegorza Laty - Franz Beckenbauer, a szefem europejskiej federacji inny piłkarski gwiazdor - Michel Platini.

Reklama

Niesmak jednak pozostał i trudno uwierzyć, że wojna rządu z PZPN, korupcja, prokuratorskie zarzuty i piłkarskie skandale to tematy przebrzmiałe tylko dlatego, że Michał Listkiewicz nie jest już prezesem PZPN i chwilowo nie ma go w Polsce.