Jeśli Donald Tusk nie zostanie, mówiąc kolokwialnie, zrobiony przez swego gospodarza w konia - czego, znając zaszłości sprzed dwóch lat, nie sposób wykluczyć - może się raptem okazać, że żyjemy w całkiem innym kraju niż wczoraj i przedwczoraj. Najbardziej tę normalność, poza nami - widzami tego teatrum - słusznie odczują panowie Lepper i Giertych. Z dnia na dzień przestaną być bohaterami mediów. I wtedy okaże się, że nad Wisłą można żyć spokojnie, bez codziennego oglądania ich szacownych buziek. Wówczas to przekonamy się dobitnie, jak nazbyt dla nich szczodry los, którego gestorem był Jarosław Kaczyński, w nieprzyzwoity sposób przydał im znaczenia na politycznym Parnasie.

Reklama

Tym samym skończy się wreszcie ich codzienne występowanie z koalicji, a potem znów wstępowanie. Z dnia na dzień ustanie frymarczenie wszystkim, upodobniające nasz kraj do zapyziałego straganu, na którym handluje się wartościami w imię, o ironio, odnowy moralnej. Sadzę, że rozwiązanie polityczne uzgodnione w Pałacu przyjmie z zadowoleniem nawet sam Jarosław Kaczyński. On bowiem, stale ostatnio niesiony przez bieg niekorzystnych wydarzeń, musi być już setnie znużony wolnoamerykanką polityczną prowadzącą go donikąd.

Dziś nawet najwięksi zwolennicy premiera i jego koncepcji muszą przyznać, że przyzwoitej polityki nie da się prowadzić w niewłaściwym towarzystwie. Ważne zawsze jest bowiem nie tylko „co”, ale i „z kim”. Obecnie za nadmierne chciejstwo przychodzi płacić nie tylko nam, lecz również samym animatorom politycznym IV RP. Sądzę, że nikt o zdrowym umyśle nie przyzna, że ta skórka, którą dostaliśmy po dwóch latach obecnych rządów, warta była wyprawki.

Nie wiem, czy politycy in corpore wyciągną stosowne wnioski z ostatnich wydarzeń. A także czy społeczeństwo zrozumie, co się stało. Niestety, ludzie odwrócili się przed laty od polityki i urażeni stoją z boku. Ta postawa jest jednak zbyt kosztowna. Jeśli więc chcemy być mądrzy po szkodzie, weźmy gromadny udział w wyborach. Wtedy nie straszny nam będzie ani ojciec Rydzyk, ani koszmary uosabiane przez obu - złej pamięci - wicepremierów.

Reklama