Romney przegra jesienią wybory i więcej o nim nie usłyszymy, a ta wizyta będzie miała takie znaczenie, że Barack Obama pomyśli: To tacy jesteście, przyjmowaliście Romneya jak króla - prezydent, premier, Wałęsa, prasa śledziła to od rana do wieczora. Zagraliśmy va banque na porażkę Obamy. Bardzo się dziwię, że polskie służby dyplomatyczne zdecydowały się na tak karkołomną rozgrywkę.
Romney miał swój jasny, wyborczy cel: zdjęcie z Wałęsą, powiedzenie paru słów na wewnętrzny amerykański rynek, uwiarygodnienie się wobec własnej partii, z którą ma poważny kłopot. Nie składał żadnych obietnic, a nawet gdyby to robił, to byłoby naiwnością brać je poważnie. Jesteśmy dzisiaj 51. stanem USA, dokąd Romney przyjechał się pokazać. A myśmy zagrali dokładnie w to, co on chciał.
Romney po powrocie do USA zmontuje sobie filmiki z Wałęsą i opublikuje je na swojej stronie internetowej, a jesienią wplecie je w swoją reklamówkę wyborczą, łącznie z uściskami dłoni Davida Camerona i Benjamina Netanjahu, co będzie miało pokazać, że on jest mężem stanu, gotowym do bycia prezydentem. Tylko do tego jesteśmy mu potrzebni.
Daliśmy się rozegrać jak dzieci. Obstawiliśmy złego konia. Kilka miesięcy temu, jak do Polski przyjeżdżał znacznie ważniejszy człowiek, bo już wtedy prawie pewny wygrany w wyborach na prezydenta Francji, czyli Francois Hollande, to myśmy się odwrócili do niego plecami.
W kontekście Hollande wizyta Romneya wygląda po prostu fatalnie. No ale to jest Polska i Ameryka. My mamy szalenie naiwny stosunek do USA, pełen niespełnionych oczekiwań. Mamy w stosunku do Ameryki jakiś kompleks i jak przyjeżdża do nas ważna postać, to to nas nobilituje. W tym kontekście być może ta wizyta ma po prostu dla nas znaczenie terapeutyczne, bo możemy się przez chwilę czuć ważniejsi.
Ta wizyta niestety przejdzie bez echa. Trochę żartując, można powiedzieć, że być może szkoda, że podczas niej nie wydarzyło się nic spektakularnego, że na przykład Romney się nie potknął czy nie było kolizji jego kolumny z ambulansem. Zresztą podobnie było w Wielkiej Brytanii. Czy ktokolwiek mówi coś o rozmowach Romneya z Cameronem? Nie, do mediów przebiła się jakaś gafa na temat organizacji olimpiady.
Wcale nie jest tak, że media światowe dużo mówią o tej wizycie, co mogłoby przynieść choćby chwilowy rozgłos Polsce. To, co mówią te media to, że przyjechał, że spotkał się z Wałęsą i nieznanymi światowej opinii publicznej polskim premierem i prezydentem. Większości - łącznie z Amerykanami - nic to nie obchodzi, gdzie pojechał i co robił Mitt Romney.