Dziś prezydent i kandydat na premiera mają po raz pierwszy spotkać się po wyborach. W sprawie eurotraktatu będą musieli znaleźć kompromisowe rozwiązanie. A czasu pozostało niewiele: już 13 grudnia w Lizbonie przywódcy UE mają złożyć podpisy pod nowym traktatem. "Wyjazd prezydenta na unijny szczyt nie został jeszcze ustalony" - usłyszeliśmy wczoraj w biurze prasowym Pałacu Prezydenckiego.
Prof. Bartoszewski, główny doradca Tuska ds. międzynarodowych, nie ma jednak wątpliwości: to podpis nowego premiera powinien figurować pod europejskim dokumentem. "Politykę zagraniczną państwa prowadzi zgodnie z konstytucją rząd. Obecność prezydenta jest zarezerwowana dla funkcji reprezentatywnych lub wyjątkowych wydarzeń. Czy nasi premierzy nie potrafią pisać i czytać?" - pyta retorycznie w rozmowie z DZIENNIKIEM prof. Bartoszewski.
Jego zdaniem Polska powinna podpisać Kartę Praw Podstawowych, która jest zbiorem praw przysługujących obywatelom UE. Prezydent oraz rząd PiS nie chcą o tym słyszeć. Obawiają się m.in., że Karta narzuci legalizację małżeństw homoseksualnych w naszym kraju. "Upór w tej sprawie jest wyrazem ignorancji i nieznajomości prawa europejskiego" - ocenia Bartoszewski.
Jednak Tusk unika tak mocnych stwierdzeń. Ratyfikacja traktatu przez Sejm wymaga bowiem większości 2/3 posłów, a tej koalicja PO z PSL, nawet z poparciem LiD, nie ma. Potrzebuje więc pomocy PiS. Ale Bartoszewski uważa, że taką perspektywą nie można się zbytnio przejmować. "To nie będziemy podpisywać traktatów międzynarodowych i pozostaniemy na poziomie państwa afrykańskiego, niech rządzą kacykowie i szamani. Też przeżyjemy!"