Szanujemy wolę Węgrów, zarówno tych, którzy głosowali, jak i tych, którzy nie głosowali w referendum - powiedział rzecznik na konferencji prasowej. Wskazał, że węgierskie Narodowe Biuro Wyborcze uznało referendum za nieważne z powodu zbyt niskiej frekwencji. Przyjmujemy to do wiadomości - powiedział Schinas.

Reklama

Uważamy, że decyzja, jak potraktować wynik referendum, należy do węgierskiego rządu" - ocenił Margaritis Schinas. Powtórzył też stanowisko KE, zdaniem której referendum odnosiło się do ewentualnych przyszłych decyzji, jakie UE może podjąć w sprawie kwot podziału uchodźców między państwa członkowskie. Natomiast decyzje w sprawie relokacji uchodźców, które już podjęto, pozostają wiążące.

To, co jest częścią prawa wspólnotowego, musi być przestrzegane - powiedział rzecznik. Komisja zastrzega sobie prawo, by zareagować w przypadku niewypełniania zobowiązań przez państwa członkowskie - dodał.

W niedzielnym referendum 98,32 proc. Węgrów, którzy oddali ważny głos, głosowało przeciwko obowiązkowym kwotom podziału uchodźców między państwa UE. Frekwencja wyniosła 40,41 proc. Aby głosowanie było ważne, do urn musiałoby pójść ponad 50 proc. uprawnionych.

Reklama

We wrześniu ubiegłego roku państwa UE podjęły decyzję o rozmieszczeniu między siebie w ciągu dwóch lat 160 tysięcy uchodźców docierających do Grecji i Włoch. Udział w programie jest obowiązkowy, a każdy kraj ma przypisaną liczbę uchodźców, którą ma przyjąć. Przeciw głosowały Węgry, Czechy, Słowacja i Rumunia. Po roku udało się relokować jedynie około 5800 osób.

System obowiązkowych kwot dystrybucji uchodźców między państwa UE zakłada też zaproponowana w maju przez KE reforma unijnej polityki azylowej, skrytykowana m.in. przez polski rząd. Według projektu relokacja byłaby przeprowadzana w sytuacji kryzysowej, np. dużej fali migracyjnej, z którą nie jest w stanie poradzić sobie jeden kraj. Przewidziano też możliwość wykupienia się z obowiązku relokacji; kraj, który nie chce przyjąć uchodźców, miałby zapłacić 250 tys. euro za każdą nieprzyjętą osobę. Nad projektem pracować ma teraz PE i Rada UE (przedstawiciele rządów państw członkowskich).

Reklama