Na rękę dostaję teraz 3300 zł. Pracę zaproponowano mi po wielu tekstach, w których proponowałem wprowadzenie różnych zmian na lotnisku - mówi Michał Tusk, który jeszcze niedawno był dziennikarzem trójmiejskiego oddziału "Gazety Wyborczej".
Syn premiera dodaje, że przez rok odmawiał, ale w końcu postanowił spróbować czegoś nowego. Michał Tusk ujawnia, jak na zmianę pracy zareagował jego ojciec.
Nie powiem, że był zachwycony, ale też nie powiedział jednoznacznie, bym tam nie szedł. Dla mnie argumentem było to, że państwowa spółka PPL posiada udział mniejszościowy i zachowuje się pasywnie w porcie. Głos decydujący mają samorządy, niezależne od rządu. Kolejna sprawa to wysokość zarobków, widać, że to nie był skok na kasę. Mam też, jak wiele osób wie, fizia na punkcie transportu - tłumaczy syn szefa rządu.
Na czym polega praca Tuska w Porcie Lotniczym w Gdańsku?
Jestem specjalistą do spraw analiz ekonomicznych i marketingu. Zajmuję się wszystkim, co wpływa na wzrost ruchu pasażerskiego. Utrzymuję kontakty z przewoźnikami i staram się, by zwiększali liczbę połączeń. Przygotowuję analizy ekonomiczne dotyczące nowych połączeń. To głównie praca statystyczna w Excelu - wyjaśnia Michał Tusk.
Syn premiera w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" ujawnia, że pracował dla upadłej firmy OLT Express powiązanej ze spółką Amber Gold.
Wiosną tworzyła się linia OLT Express z główną bazą w Gdańsku i szukali wielu osób: menedżerów związanych z lotnictwem, a także techników i obsługi prasowej. O pomoc w tych poszukiwaniach OLT Express prosiło m.in. Port Lotniczy w Gdańsku i w taki sposób znaleźli dyrektora Jarosława Frankowskiego, wcześniej pracującego np. w Eurolocie. Prezes portu spytał mnie, czy znam kogoś, kto mógłby pomóc OLT w działalności prasowej, albo czy ja nie podjąłbym się tego po godzinach. Działo się to jeszcze przed podpisaniem przeze mnie umowy z lotniskiem, choć już wcześniej ustaliłem z nim warunki pracy - mówi Michał Tusk.
Po pierwszym spotkaniu z Frankowskim byłem jednak sceptyczny. Interesowały go wyłącznie kwestie PR i naciskał, abym zrezygnował z pracy w porcie i pracował wyłącznie dla nich. Nie zgodziłem się. Po kilku dniach zmodyfikował ofertę. Miałem zdalnie zajmować się obsługą prasową oraz analizą ruchu lotniczego z Gdańska. To drugie zajęcie było efektem tego, że na spotkanie przyniosłem gotową prezentację na temat stworzenia regionalnego węzła w Gdańsku. Miałem za to dostawać miesięcznie 5500 zł plus VAT - dodaje syn szefa rządu.
Jak ostatecznie wyglądała współpraca Michała Tuska z OLT Express?
Przez telefon bądź mailem Frankowski prosił o konkretne materiały: propozycje kierunków i ułożenie lotów, aby umożliwić przesiadki. Kilka razy siedziałem do białego rana i dłubałem w Excelu i PowerPoint. Początkowo uzupełniałem też i autoryzowałem wywiady z Frankowskim dotyczące OLT. Na początku współpracy zaznaczyłem, że interesuje mnie wyłącznie lotnictwo, a nie złoto. Gdy projekt linii lotniczych ruszał, wiele osób mówiło - Amber Gold jest podejrzany, ale OLT może zmienić polski rynek lotniczy - wyjaśnia Tusk.
Syn premiera ujawnia m.in. jak na informację o pracy dla OLT Express zareagował Donald Tusk.
Ojciec wyraźnie powiedział, że mu się to nie podoba, i mówiąc delikatnie, że to było niemądre - wyjawia Michał Tusk.
Łącznie wystawiłem trzy faktury. Za ostatnią, z połowy czerwca, zapłacili tydzień temu - mówi syn szefa rządu i dodaje: Pierwszy raz w życiu byłem autentycznie wkurzony, że dostałem przelew. Stało się dla mnie oczywiste, że w sytuacji, w której OLT nie ma na nic pieniędzy, ktoś to wykorzysta przeciwko mnie. Poza tym źle się czuję z tym, że pewnie jako jeden z niewielu kontrahentów dostałem swoje pieniądze.