Antoine Char twierdzi wręcz, że sytuacja jego i jego rodziny jest dramatyczna. - Nie mamy co jeść. Przyjechałem z odrobiną oszczędności, ale już wszystko wydałem. Nie dam rady przetrwać do końca miesiąca - skarży się Syryjczyk. Antoine Char narzeka, że fundacja ulokowała ich w Pruszkowie w małym 30-metrowym mieszkaniu. - Jest nas szóstka; śpimy na podłodze - przyznaje. Dodaje, że od przybycia dostał na cała rodzinę tysiąc złotych. Twierdzi też, że fundacja się nimi nie interesuje i przestała odpowiadać na telefony.

Reklama

Wolimy umrzeć w Syrii niż tutaj z głodu - podkreśla Antoine Char. Potwierdza to pochodzący z Syrii pan Adam, który stara się, jakoś pomóc rodakom. - Oni oczekiwali zupełnie czegoś innego, a zastali zupełnie coś innego. Co więcej są zostawieni na pastwę losu - podkreśla pan Adam. Dodaje, że Syryjczycy liczyli również na możliwość nauki języka polskiego, ale im tego nie zapewniono. - Także jeśli chodzi o komunikację, nie przekazano im, w jaki sposób mają się poruszać. Jeżdżą praktycznie bez biletów - ubolewa.

Rozmówcy Informacyjnej Agencji Radiowej uważają, że Syryjczycy zostali oszukani. Myśleli, że w Polsce czekają na nich rajskie warunki i będą mogli w spokoju przeczekać zagrożenie. Przyjechali do nas z nastawieniem, że pobędą tu rok i tak przeżyją syryjską gehennę. Chcieliby także pracować i uczyć się języka polskiego.

Fundacja Estera zapowiada, że zamierza do Polski sprowadzić kolejne osoby. Podawano, że do naszego kraju w sumie ma być sprowadzonych 1500 Syryjczyków.