50-letni Ryszard K. najpierw zwodził policję. Brał udział w poszukiwaniach kolegi, którego sam przejechał. A była to wielka akcja, bo policja bardzo poważnie potraktowała zawiadomienie o zaginięciu Henryka K. Policjantom w przeczesywaniu lasu pomagali nawet strażacy i wojsko.

Reklama

Kiedy okazało się, że ostatnią osobą, która widziała zaginionego, jest Ryszard K., śledczy zaczęli go przyciskać. Mężczyzna najpierw opowiadał, że owszem, wiózł kolegę, ale wysadził go w lesie i pojechał dalej sam. W końcu jednak nie wytrzymał napięcia i opowiedział, co wydarzyło się, gdy wybrali się razem na grzyby quadem, który sam zrobił. Zdradził też miejsce, gdzie zakopał ciało 62-letniego kolegi.

Pojazd Ryszarda K. w ogóle nie był przystosowany do takiej podróży. "To rodzaj jednomiejscowej samoróbki, w której wykorzystano ramę i podwozie <malucha>" - tłumaczy Janusz Karczewski, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Ostródzie. Mężczyzna nie uniknie odpowiedzialności. Sąd już aresztował go na trzy miesiące.