O 13 z kolei premier Donald Tusk spotka się w Białej Podlaskiej z szefami urzędów celnych.

"W poniedziałek o godz. 12 zablokujemy wszystkie drogi dojazdowe do wschodniej granicy oraz do stolicy, doprowadzimy do paraliżu Warszawy" - mówi Bolesław Milewski, prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Transportu Drogowego.

Reklama

Kierowcy chcą zawalczyć metodami celników, bo to z powodu ich strajku wegetują na granicach. W Dorohusku stało wczoraj tysiąc ciężarówek w 18-kilometrowej kolejce. W Koroszczynie 1,5 tys. samochodów na długości 22 km. Stanęły terminale towarowe na Okęciu, w Pyrzowicach i Balicach.

Powód - także tu celnicy nie przyszli do pracy. Po stronie ukraińskiej jest to samo. Tam polscy kierowcy grożą: - Jeśli dziś rząd nie dojdzie do porozumienia z celnikami, staranujemy szlabany, niech nas aresztują, ale przynajmniej ruszymy się stąd. Kierowcy namawiają się przez CB radio do blokady trasy A2 - głównego szlaku tranzytowego: Berlin - Warszawa - Moskwa. Liczą na to, że wówczas Unia Europejska zmusi Polskę do zdecydowanych ruchów.

Reklama

Co na to nasz rząd? Rozmawia z celnikami. Wczoraj szef służby celnej Jacek Dominik zaproponował im projekt ustawy, który mówi o zrównaniu warunków ich pracy z innymi służbami mundurowymi. Nowe prawo powinno wejść w życie od stycznia 2009 r. "Konflikt dotyczy więc tylko wysokości podwyżek" - mówi jego rzecznik Jakub Lutyk. Rząd obiecał celnikom 500 zł. Jednak ci, którzy protestują, zrzeszeni w Porozumieniu Białostockim, odrzucają tę propozycję. "Chcemy 1500 zł" - powtarzają.

Kryzys na naszej wschodniej granicy wywołuje już napięcia międzynarodowe. "Państwowa Służba Celna Ukrainy zwróciła się do prezydenta Wiktora Juszczenki, premier Julii Tymoszenko i szefa polskiej służby celnej Jacka Dominika oraz przedstawicielstwa Ukrainy w UE z prośbą o ingerencję w związku z sytuacją na granicy" - mówi Serhij Siomka, dyrektor departamentu kontroli granicznych służb celnych Ukrainy. Według ukraińskich służb celnych, z powodu kolejek ukraiński budżet traci dziennie od 30 do 50 mln hrywien (ok. 15 - 25 mln zł). Wspólne oświadczenie wydały również Białoruska i Rosyjska Izba Celna. Wyrażają głębokie zaniepokojenie z powodu braku możliwości transportu między Białorusią, Rosją a UE.

Dramat sytuacji najlepiej obrazuje liczba pracowników na przejściu w Koroszczynie. Zamiast 25 celników wczoraj do pracy przyszło siedmiu. Szansę na przejazd mają tylko kierowcy z towarem ekspresowym. Dlatego w niedzielę rano na Białoruś wjechał Rosjanin, który przewoził z Niemiec do Rosji rasowego konia wartego 1 mln euro.

Reklama

Nastroje kierowców podbijają wiadomości z CB Radia. Wczoraj w eterze krążyła informacja o kolejnej śmierci w kolejce po stronie ukraińskiej. Choć nikt tego nie potwierdził, w kierowcach, głównie tych z Rosji, Ukrainy i Białorusi, wzbierała wściekłość. "Krew ludzi, którzy umarli w kolejce, jest na rękach polskich celników i waszego rządu!" - krzyczeli do reporterki DZIENNIKA. "Ci, którzy protestują, siedzą w ciepłych pomieszczeniach i popijają kawkę. Powinno się ich wysłać do rodzin zmarłych, niech spojrzą im w oczy i uzasadnią te śmierci".

Wściekli i zmęczeni kierowcy zablokowali wczoraj dojazd do Dorohuska - ustawili szpaler samochodów w jodełkę. Strażacy rozwożą im wodę. "Po co nam zimna woda?" - pytają. "Kończy nam się paliwo. Zaraz tu zamarzniemy".

Po stronie ukraińskiej dla kierowców zorganizowano lepszą pomoc. Witalij Zosimczuk, przedstawiciel Stowarzyszenia Międzynarodowych Samochodowych Przewoźników Ukrainy, który jest przy przejściu Jagodzin - Medyka, opowiada DZIENNIKOWI: "Od czterech dni przywozimy kierowcom jedzenie. Wypożyczyliśmy kuchnię polową od ministerstwa ds. sytuacji nadzwyczajnych. W niedzielę przygotowaliśmy 600 porcji rosołu, kaszy z tuszonką, chleba i herbaty. Dwieście porcji przygotowali też pracownicy ministerstwa".

Kierowcy po stronie ukraińskiej nie rozumieją, dlaczego stali się zakładnikami strajku polskich celników. Zadają swoim urzędnikom mnóstwo pytań, nie wiedzą, co robić, żeby przedłużyć terminy dostaw. Jednak nie wszyscy są spokojni. Korespondentowi DZIENNIKA udało się przejść na Ukrainę w Medyce - Szeginiach. Tam kierowcy są zmęczeni i rozdrażnieni. Kończą im się pieniądze. "Jak długo kierowca stoi w kolejce na granicy? Najlepiej poznać po jego zapachu" - śmieje się gorzko Krzysztof Kowal (szósty dzień w Korczowie, gdzie kolejka liczyła wczoraj 800 tirów i 15 km). I opowiada: "To jest tak, pierwsze dwa dni jesteś wkurzony. Na trzeci dzień przychodzi załamanie. A później każdego łapie głupawka i jest mu wszystko jedno. Ja jestem na tym ostatnim etapie".

Większość mężczyzn miny ma jednak ponure. "Wiozę kwiaty z Holandii" - denerwuje się Wasilij Błagadir w kolejce do przejścia na Białoruś. "Jestem tu już trzeci dzień. Kto mi zwróci straty?"

Rekordziści stoją w ogonku od tygodnia. "Śpimy w szoferkach w ubraniach" - opowiada Zenon Struzik w Korczowie. "Na butli gazowej podgrzewamy picie i jedzenie. Oczy myjemy wodą mineralną, no i jesteśmy umyci. Dla rozprostowania kości chodzimy tam i z powrotem wzdłuż samochodu. I tak codziennie".

Tracę 1000 złotych dziennie

IZABELA MARCZAK: O ile się pan przesunął w ciągu ostatnich 48 godzin, od kiedy stoi pan przed przejściem w Dorohusku?
ADAM LEHRKE*: Jakieś trzy kilometry. A przede mną jeszcze 20. Czyli jak tak dalej pójdzie, to czeka mnie tu jeszcze dobry tydzień stania.

Dzienna strata w pana pensji przez ten korek, to...?
W transporcie międzynarodowym około tysiąca złotych. Stoimy tu za własne pieniądze i nikogo tam w Warszawie nie obchodzi, co się z nami dzieje.

Mówi pan w Warszawie, ale to przecież celnicy nie przychodzą do pracy i w efekcie powodują ten wielokilometrowy korek.
Przecież ich też nikt nie słucha, choć co najmniej od roku rząd mógł się takiego protestu spodziewać. Celnicy ostrzegali. Gdyby ktoś ich wysłuchał wcześniej, teraz nie byłoby tego całego dramatu.

Czyli to wina władz?
Już dawno wszyscy w Polsce powinni wyjść na ulice, stanąć i zapytać rząd, co my mamy z tego, że weszliśmy do Unii Europejskiej. Dlaczego Hiszpania mogła lepiej wykorzystać tę szansę. Tam minimalne zarobki zaczynają się od 800 euro, a my wciąż ze wszystkim mamy problem.

Jeśli przyjdzie tu panu stać jeszcze tydzień?
To się będzie stało, bo co innego zrobić. Stracimy na tym wielkie pieniądze, ale jeśli pyta pani, czy przeżyjemy, to nie wiem. Dwóch z nas już nie żyje.

Dostarcza wam ktoś jedzenie?
A tam, dostarcza. Dwa razy widziałem tu jakiś bus z bigosem i to wszystko. Większość z nas po prostu musi być przygotowana na taką okoliczność postoju. Mamy kuchenki gazowe, garnki, ziemniaki i kiełbasę. Kroimy wszystko w kosteczkę i pichcimy sobie.

Ruszycie w poniedziałek znad granicy do Warszawy, żeby zablokować stolicę?
Nie sądzę, bo może to opłaci się nam, ale z pewnością nie przewoźnikom.

Jak według pana można zakończyć ten konflikt?
Wystarczy, żeby ktoś nas zauważył, wysłuchał i zrozumiał naszą, kierowców i celników, sytuację. Mam nadzieję, że to nastąpi jak najszybciej.

Adam Lehrke*, kierowca tira od 48 godzin stojący w kolejce do przejścia granicznego w Dorohusku.