"Władimir Iwanow mechanik spod Smoleńska wszystko to nagrał telefonem komórkowym i opublikował w internecie. Nie spodziewał się, że jego film wywoła taką sensację. I tyle spekulacji" - pisze "Fakt".

Reklama

Do autora słynnego filmu z miejsca katastrofy dotarli rosyjscy dziennikarze. Władimir Iwanow wyjaśnia skąd słychać huk wystrzeliwanej amunicji i czy na nagraniu słychać, jak ktoś krzyczy po polsku.

Usłyszałem huk

Iwanow opowiada, że akurat tego feralnego dnia pracował w swoim warsztacie samochodowym, który jest oddalony od lotniska o około 200 metrów. "Byłem pochłonięty pracą, gdy moją uwagę zwrócił huk podchodzącego do lądowania samolotu. Podniosłem głowę. Nagle, nie dalej jak 65 metrów od mojego warsztatu, zobaczyłem błysk i drzewa łamiące się jak zapałki. Od razu pobiegłem w tamtym kierunku" - opowiada Iwanow.

Reklama

Mechanik był jedną z pierwszych osób na miejscu katastrofy. Chwycił za telefon komórkowy i zaczął nagrywać to, co miał przed oczami

p

Nikt nie wzywał pomocy

Reklama

"Próbowałem podejść jak najbliżej wraku, prawie mi się udało. Jednak poczułem w powietrzu smród paliwa i uświadomiłem sobie, że za chwilę to wszystko może wybuchnąć. Zdziwiło mnie, że w palącym się wraku, wśród porozrzucanych rzeczy, połamanych drzew nie widać w ogóle ludzi. Pomyślałem nawet, że to rozbiła się maszyna transportowa lub wojskowa, a nie pasażerska. Żadnych ciał, żadnych rannych i nie słychać, by ktokolwiek wzywał pomocy. Byłem wystarczająco blisko i proszę mi wierzyć, że gdybym usłyszał wołanie o pomoc, nie wahałbym się ani sekundy" - relacjonuje Iwanow.

Opowiada on, że od strony lotniska na miejsce zaczęli podbiegać milicjanci.

>>>Czytaj dalej>>>



Były wybuchy amunicji. Nie było słowa po polsku

"Od strony lotniska razu zaczęli podbiegać milicjanci. Nie mogli nad tym wszystkim zapanować. Słyszałem tylko ich krzyki po rosyjsku. Nikt nie powiedział ani słowa po polsku, przecież bym rozpoznał. Na pewno nikt nie mówił, ani nie krzyczał po polsku. Na miejscu katastrofy panował straszny chaos, nagle ciszę przeszył huk. To było głośniejsze od wystrzału z pistoletu, jestem tego pewien. Kiedyś mieszkałem blisko poligonu i znam odgłos wystrzałów, więc nie może być tu mowy o żadnej pomyłce. Teraz, gdy o tym myślę, to jestem pewien, że to musiała być amunicja z broni, która należała do prezydenckiej ochrony. Wybuchała w ogniu i stąd ten huk" - opowiada Władimir Iwanow.

"Kiedy na miejscu katastrofy pojawili się milicjanci, próbowali przepędzić gromadzących się gapiów i zabronili dotykania jakichkolwiek rzeczy pochodzących z rozbitego samolotu. Widać było jednak, że funkcjonariusze nie panują nad sytuacją. Byli zdenerwowani i nie wiedzieli co mają robić. Widziałem starszego mężczyznę, który szedł leśną ścieżką. Możecie go zobaczyć go na filmie, który nakręciłem komórką. Nagle podbiegł do niego milicjant i krzyknął: – Odejdź stąd starcze!" - czytamy w "Fakcie"

"Skierowałem wtedy obiektyw kamery w telefonie w stronę ziemi, nie chciałem nagrywać twarzy milicjanta. Dlatego słychać tylko jego głos. Nie zorientował się, że nagrywam film. Wyglądał na spanikowanego i przerażonego. Nie odezwał się do mnie ani słowem, pobiegł tylko w stronę samolotu" - dodaje Iwanow.

Relacja zmanipulowana

Film, który znalazł się w sieci wywołał całą masę najróżniejszych i najbardziej niewiarygodnych spekluacji. Czy huk to strzały Rosjan dobijających Polaków? Czy rzeczywiście słychać, jak ktoś mówi po polsku? Iwanow odpowiada zdecydowanie. "Jestem zaszokowany, jak to wszystko zostało zmanipulowane. Byłem tam i nie słyszałem niczego w rodzaju: <Nie zabijajcie nas>. Mam nadzieje, że teraz, mówiąc prawdę ukrócę rozpowiadanie tych wszystkich plotek" - kończy swą relację Władimir Iwanow.

>>>Czytaj też>>>Eksperci od nawigacji: Piloci tupolewa zmyleni celowo