Siergiej Glinczenko jest pracownikiem warsztatu samochodowego położonego przy polanie, na której rozbił się prezydencki tupolew. Dotarł do niego "Super Express".
"Wasz samolot widziałem jak na dłoni. Biały z czerwonym pasem wzdłuż kadłuba. Najpierw uderzył w drzewo i stracił jedno skrzydło. Kiedy przelatywał obok mojego okna, spadał pochylony kołami do góry. A potem zobaczyłem tylko wielki błysk, jakby całe pole płonęło. Nigdy nie zapomnę tego huku. To, co zobaczyłem, tak mnie oszołomiło, że nie byłem w stanie ruszyć się z miejsca. Bardzo się bałem. Proszę sobie wyobrazić: kolos wielkości bloku mieszkalnego spada z nieba!" - relacjonuje Glinczenko.
Drugim pracownikiem warszatu, który tuż po wypadku był na miejscu Władimir Iwanow. To właśnie on jest autorem słynnego filmu, który później pojawil się w sieci.
p
Glinczenko relacjonuje, że od razu po wypadku rzucili się biegiem w stronę polany. "Wołodia to jest taki narwaniec, co się nikogo nie słucha" - opowiada świadek katastrofy.
"Przy wraku byliśmy sami przez ponad minutę. Potem od strony lotniska zaczęli nadbiegać milicjanci. Nie widziałem żadnych zwłok, nie zdawałem sobie sprawy, że na pokładzie jest tylu ludzi. Myślałem, że to jest samolot wojskowy. Pachniało paliwem, zrozumiałem, że jest naprawdę niebezpiecznie" - powiedział "Super Expressowi" Glinczenko.
>>>Czytaj więcej:Tylko Siergiej Glinczenko widział jak spadł prezydencki samolot