Armin Coerper zostały wysłany przez ZDF do Warszawy w 2010 roku, a pracę rozpoczął dokładnie 10 kwietnia - w dniu katastrofy smoleńskiej. Jak mówi, zgodnie z jego wyobrażeniem polska stolica była miastem żyjącym historią, a sama Polska - krajem pełnym ciężkich tematów. Dziś przyznaje, że Warszawa jest już jego miastem, choć jest specyficzna właśnie ze względu na swojej podejście do historii. W jego ocenie mieszkańcy traktują ją jak wielki cmentarz. Z drugiej strony w polskiej stolicy wciąż coś się dzieje, a miasto dynamicznie się rozwija.
Korespondent ZDF przyznał w rozmowie z Bartoszem T. Wielińskim, że trudno jest mu namówić polskich polityków do wystąpienia przed jego kamerą. Jak mówi, z reguły nie rozmawiają oni z niemieckimi telewizjami. Wylicza, że do tej pory nie uczynił tego żaden polityk PiS, zaś ci z PO zgadzają się bardzo rzadko.
- Nie ufają niemieckim mediom. Gdy dają wywiad dla prasy, mogą go autoryzować, w telewizji tak się nie da. Członkowie rządu PO chętnie rozmawiali z Brytyjczykami, Skandynawami. W czasie kryzysu ukraińskiego proponowaliśmy im wywiady w najlepszym czasie antenowym, ale nie chcieli. A teraz rzecznik rządu, gdy do niego dzwonimy, w ogóle nie podchodzi do telefonu - opowiadał w rozmowie z "Gazetą Wyborczą.
Przyznał również, że koledzy zachęcają go, by przyszedł na manifestacje KOD - które relacjonuje jako dziennikarz - także jako zwykły uczestnik. On jednak odmawia. - Nie chcę, jestem przecież dziennikarzem, i to z innego kraju. Nie jest moją rolą brać udział w antyrządowych protestach - podsumował.