Należąca do Elona Muska firma SpaceX umieściła na niskiej orbicie Ziemi kilkanaście tysięcy niewielkich satelitów, które będą zapewniać dostęp do internetu o globalnym charakterze w ramach sieci Starlink. Komercyjna usługa ma być dla spółki kluczowa, gdyż uzyskane środki mogą być przekierowane na potrzeby innych projektów, m.in. rakiety marsjańskiej Starship.

Reklama

Trwa ładowanie wpisu

Środowisko astronomów spogląda na projekt Elona Muska z zaniepokojeniem, gdyż satelity są bardzo jasne i można dostrzec je nawet gołym okiem. W niektórych przypadkach ich jasność bywa zbliżona nawet do planety Wenus.

Owszem, dla astronomów-amatorów, czyli osób, które lubią popatrzeć na niebo, przeloty tak jasnych obiektów są interesujące, bo przecież wówczas niebo "żyje" i można dokonywać nietypowych obserwacji. Starlinki są pod tym względem spektakularne - mówi astronom dr Jerzy Rafalski z Planetarium w Toruniu. Dodaje jednak, że jest też druga strona medalu.

Starlinki mogą zaburzyć pomiary

Mniej zachwyceni są astronomowie, którzy badają i analizują gwiazdy. Bywa, że stosują bardzo czułą na światło aparaturę fotometryczną, której zadaniem jest wychwytywanie światła bardzo słabo widocznych gwiazd. Starlinki mogą nie tylko zaburzyć pomiary, ale nawet uszkodzić aparaturę badawczą - podkreśla dr Rafalski. Zaburzone mogą być też pomiary spektroskopowe, czyli polegające na pomiarach widma gwiazd.

Z kolei popularyzator astronomii i autor bloga "Z głową w gwiazdach" Karol Wójcicki dodaje, że Starlinki utrudniają badania szerokopolowe (polegające na obserwacji szerszego zakresu nieba), których celem jest między innymi wychwycenie zagrażających Ziemi planetoid.

Już na tym etapie budowy konstelacji satelitów naukowcy zauważają problem. Tymczasem na razie wyniesiono w przestrzeń kosmiczną kilkaset orbiterów, z planowanych w sumie ok. 12 tys. Obecnie, wszystkich wyniesionych w ciągu kilkudziesięciu lat i działających satelitów na orbicie ziemskiej jest ok. 2 tys.

Reklama

Kosmiczny pociąg

Według Wójcickiego satelity Muska są teraz bardzo dobrze widoczne z kilku powodów. Po pierwsze, tuż po ich uwolnieniu na orbicie znajdują się w stosunkowo bliskiej odległości od siebie. W ostatnich dniach można było zaobserwować zjawisko, które niektórzy określają mianem "kosmicznego pociągu". Satelity wyglądające jak gwiazdy, w dużych grupach mknęły jedna za drugą po tej samej orbicie. Wójcicki wyjaśnia, że za kilkanaście tygodni rozdzielą się i będą widoczne tylko czasem jako pojedyncze, ruchome punkty na nocnym nieboskłonie. "Nie będą więc już to aż tak spektakularne przeloty, jak do tej pory" - dodaje.

Wójcicki mówi, że tak duża jasność satelitów Muska m.in. nad terenem Polski jest dla obserwatorów do pewnego stopnia zaskakująca. Choć satelity mają blask porównywalny z jasnymi gwiazdami, to na 1-2 sekundy potrafią rozbłysnąć do jasności Księżyca w kwadrze. To piękny, choć niepożądany efekt.

Powierzchnia Starlinków jest płaska, przez co satelity generują zajączki - jak lusterko. Taka konstrukcja satelitów wynika z rachunku ekonomicznego. Kilkadziesiąt satelitów jest ciasno pakowanych pod owiewką rakiety" - podkreśla.

A może wystarczyłoby pomalować satelity na czarno, żeby nie odbijało się od nich Słońce? "Wtedy silnie nagrzewałyby się (co mogłoby prowadzić do ich uszkodzenia - przyp. PAP) od promieniowania słonecznego. Muszą być pokryte foliami odbijającymi promieniowanie cieplne - dodaje dr Rafalski.

Problemy

Problem różnego rodzaju zakłóceń w obserwacjach astronomicznych prowadzonych z powierzchni Ziemi dostrzeżono już wiele lat temu. Dlatego coraz więcej projektów obserwacyjnych przenosi się tam, gdzie warunki do ich prowadzenia są najlepsze, czyli w przestrzeń kosmiczną. Trzydziestolecie obchodzi właśnie Kosmiczny Teleskop Hubble’a, ale na orbicie jest coraz więcej podobnych instrumentów - wskazuje Rafalski.

W ocenie astronoma konsekwencją wysłania tysięcy Starlinków będzie zawężenie okna dla badań astronomicznych. Znane są co prawda orbity, po których krążą satelity i czas ich przelotu, ale gdy będzie ich kilkanaście tysięcy, badania będą musiały być przygotowywane tak, by nie były w konflikcie z przelotem satelity. A to nie jedyny problem dla obserwacji z Ziemi - dochodzą do tego również m.in. warunki pogodowe.

Wójcicki wyraził nadzieję, że kolejne satelity z rodziny Starlink będą tworzone w taki sposób, aby jak najmniej odbijały promienie słoneczne, a te starego typu deorbitowane i usuwane (i w konsekwencji zamiast być śmieciami kosmicznymi, spalą się w atmosferze). "Presja ze strony naukowców jest duża" - podsumował.