Jego życie pokazuje jak w soczewce poplątane polskie drogi. Jak wtedy, gdy zakładał firmę polonijną, prowadząc działalność z założenia na granicy PRL-owskiego prawa. Czy wtedy, gdy liderzy IV RP wielkim nakładem sił starali się wykazać nieprawe źródła sukcesów ITI. Wejchert wzbudzał kontrowersje, bo prawie wszystko, czego się tknął, zamieniał w złoto.
Był jednym z najzamożniejszych Polaków – a to samo w sobie jest przecież niegodne i niesprawiedliwe. Ale nie obnosił się z bogactwem, cały wysiłek i nadwyrężone zdrowie wkładał w kolejne projekty, nowe przedsięwzięcia. Gnało go ku nowemu, a im trudniejsze było wyzwanie, tym większą sprawiało mu frajdę. Robił nie tylko to, co miało przynieść zysk, ale też realnie i po cichu pomagał wielu ludziom. Miał swoją wielką pasję – grę w golfa, i potrafił godzinami opowiadać o projekcie życia – własnym polu golfowym, które powstaje pod Warszawą.
Stworzył, wspólnie z partnerami, największą grupę medialną w tej części Europy. Zarzucali mu koneksje, znajomości, układy z jednymi politykami przeciw drugim – a on punkt po punkcie budował telewizję, którą oglądają miliony, a w której z własnej nieprzymuszonej woli pracują setki najlepszych fachowców. Trafnie obstawił, że przyszłość leży w mediach elektronicznych, internecie, telewizji cyfrowej, ale gdy było trzeba, uratował bankrutującą legendę wolnej prasy Tygodnik Powszechny. Przekonany przez Mariusza Waltera zainwestował w Legię Warszawa, co okazało się najtrudniejszą i najbardziej frustrującą inwestycją z możliwych. Dziś mieszkańcy Warszawy obserwują, jak na Legii w błyskawicznym tempie miasto buduje jeden z najnowocześniejszych stadionów klubowych Europy. Powinien kiedyś nosić imię Wejcherta, bo bez niego tego obiektu by nie było.
Pamiętam jedną z wielu inspirujących rozmów z panem Janem. W samym środku prosperity, okresie największych sukcesów ITI i TVN, zaskoczył mnie, mówiąc, że drży o przyszłość – właśnie dlatego, że firmie wszystko się udaje, a pracownicy czują, że nie mają sobie równych. Czy sobie poradzą, czy firma przetrwa, gdy nadejdą gorsze, trudniejsze czasy? Pytanie, które wtedy wydawało mi się oderwane od rzeczywistości, okazało się trafione w punkt. Wejchert trafnie przewidział, że nadchodzi tąpnięcie, wielki kryzys, który pogrąży także koncerny medialne. Zrobił wiele, by przygotować TVN na najgorsze, choć kuracja okazała się dla firmy bardzo bolesna. Dla niego zabójcza.
Dlatego dziś, nie bacząc na kubły pomyj, jakie usiłowano i nadal próbuje się wylewać na Jana Wejcherta, mówię, że odszedł od nas przedwcześnie prawdziwy magnat medialny – w dobrym tego słowa znaczeniu.