Bogumił Łoziński: Czy spodziewał się ksiądz arcybiskup, że w XXI wieku wybuchnie w Europie wojna?
Abp Tadeusz Gocłowski*: To, co się dzieje w ostatnich dniach w Gruzji, na pewno budzi wielki niepokój. Nie chodzi tylko o polityczną kwestię, czy Osetia ma być pod wpływami Rosji albo że sąsiadem Gruzji jest państwo, które jeszcze w tym pokoleniu wspomina Związek Radziecki i ma ciągoty do obudowania dawnej wielkości. Problem polega na tym, że tam giną ludzie, łamane są fundamentalne zasady humanizmu. To jest największy dramat i stąd wypowiedź Benedykta XVI, który jednoznacznie stwierdził, że ze względu na dobro człowieka ta wojna powinna być jak najszybciej zakończona.
Po drugiej wojnie światowej zrobiono sporo, aby nie doszło do kolejnej. W tym celu powołano Organizację Narodów Zjednoczonych, pokój jest również jednym z głównych celów NATO i Unii Europejskiej. Czy te struktury zdają egzamin wobec wojny w Gruzji?
Niestety, ONZ to instytucja, która pięknie dyskutuje, ale niewiele robi. NATO jest bardziej skuteczne, jego wpływ na rozwiązanie konfliktu na Bałkanach jest na pewno bardzo pozytywny. Zjednoczona Europa daje jakąś nadzieję. Jednak na przykładzie wojny w Gruzji widać, jak poszczególne państwa będące inicjatorami różnych działań są w pojedynkę bezradne. Pozytywna inicjatywa prezydenta Francji, która doprowadziła do ustalenia planu pokojowego, była nierealizowana. Bardziej obiecujące wydają się działania kanclerz Niemiec, tyle że były o kilka dni spóźnione. Najgłośniejsze były wystąpienia prezydenta Rzeczypospolitej, ale też wywołały dyskusję co do ich formy.
A czy przykład Gruzji nie jest argumentem za ściślejszym zjednoczeniem Unii Europejskiej, aby skuteczniej reagować na tego typu konflikty?
Taka właśnie jest idea unii. Zjednoczenie ma sens nie tylko dla rozwiązywania problemów gospodarczych, ale też politycznych, a więc także związanych z bezpieczeństwem członków Unii Europejskiej. Stąd im ściślejsze zjednoczenie gospodarcze, polityczne i militarne, tym lepiej dla pokoju i obrony praw człowieka. Dlatego wejście do Unii Europejskiej Gruzji, Ukrainy czy innych państw na pewno zwiększy nadzieje na pokój. Oczywiście pod warunkiem, że Rosja uzna, że pokój jest wartością nadrzędną.
Jednak przeciwnicy zbyt silnego zjednoczenia Unii argumentują, że taki proces zagraża suwerenności narodowej i utrudnia własne inicjatywy, w sytuacji gdy cała Unia jest w jakiejś sprawie podzielona albo nie chce podjąć działania.
To jest często powtarzana teza, którą łatwo można zweryfikować w oparciu o minionych 50 lat. Czy państwa, które tworzyły zjednoczoną Europę, od Francji po Irlandię, narzekają na brak suwerenności, tożsamości czy autonomii? Nic z tych rzeczy. Taki zarzuty zawsze można formułować, zwłaszcza gdy się je podkoloryzuje nacjonalizmem. Jednak przykład 27 państw zjednoczonej Europy to wielka sprawa. Podzielona Europa była stale potencjalnym zarzewiem wojny. Zjednoczona Europa jest gwarantem pokoju dla państw ją tworzących. Oczywiście trzeba pilnować, aby nie doszło do naruszenia autonomii związanej z tożsamością danego kraju.
Zdecydowane poparcie Gruzji przez Polskę i decyzja o budowie na naszym terenie amerykańskiej tarczy antyrakietowej wywołały poważne napięcie z Rosją. Czy z punktu widzenia naszego bezpieczeństwa i pokoju budowa tarczy to dobre rozwiązanie?
Bylibyśmy szczęśliwi, gdyby nie trzeba było budować żadnej tarczy, a państwa wzajemnie się szanowały i podpisując traktaty, w pełni je respektowały. Tak jednak nie jest. Kiedy myślę o tej sprawie, stoi mi przed oczami napis umieszczony na kościele św. Marka w Krakowie: "Si vis pacem para bellum” - jeśli chcesz pokoju, gotuj się do wojny. To stara maksyma sprzed kilku wieków, która dziś brzmi groźnie. Chodzi jednak o to, aby dzięki takim urządzeniom jak tarcza antyrakietowa mieć świadomość większego bezpieczeństwa przy tak podzielonym świecie jak dziś.
*Abp senior Tadeusz Gocłowski był wieloletnim metropolitą gdańskim, członkiem Rady Stałej Konferencji Episkopatu Polski.