Stawką w tej grze jest tylko (albo aż, bo każde miejsce pracy jest warte zachodu) przetrwanie zakładów. O imperialnych ambicjach zawojowania świata polskimi statkami lepiej zapomnieć, bo przyniosą tylko kolejne straty. Kolejne rządy - od SLD zaczynając - doskonale to wiedzą, choć boją się mówić o tym głośno. Wielki polski przemysł stoczniowy to już przeszłość. To nie wróci. Podobnie jak złote lata tej gałęzi przemysłu w całej Europie. No, chyba że mamy kolejne miliardy do wpompowania w polskie stocznie i pomysł, jak przekonać do tego Komisję Europejską. Ale darujmy sobie ten wątek. Wiemy, że nie mamy.
"Wydarzenia" Polsatu: PiS gani za stocznie
Wystarczy rzut oka na spis ostatnich dużych kontraktów zawieranych na świecie, by dostrzec, że przemysł ciężki przeniósł się do Azji. Tamtejsza produkcja statków jest tańsza, a i sam proces budowy znacznie szybszy. Polskie stocznie po prostu nie są w stanie tego zrobić, w związku z czym mają coraz mniej zamówień, a te, które mają, realizowane są często poniżej kosztów.
>>>Przeczytaj, kto według Kurskiego pogrzebał stocznie
Za tym idzie konieczność dywersyfikacji produkcji, czyli wprowadzenie nowych wyrobów. Dzisiejsi potencjalni inwestorzy, których rozważa Ministerstwo Skarbu Państwa, oprócz budowy statków chcą wytwarzać różnego rodzaju konstrukcje stalowe niezbędne do budowy mostów czy wiatraków do pozyskiwania energii. I mają rację! To jedyna szansa, by stocznie ruszyły z miejsca. Oczywiście jeżeli tylko przetrwają obecny kryzys.
A wina polityków? Jest dużo bardziej skomplikowana niż brak skuteczności kolejnych ministrów skarbu w szukaniu inwestora.
"Wydarzenia" Polsatu: Co czeka stocznie?
Żaden z dotychczasowych rządów nie znalazł w sobie wystarczającej odwagi żeby wdrożyć sensowną strategię, która najkrócej mówiąc powinna się sprowadzać do prywatyzacji stoczni. Od pewnego czasu rzeczywiście próbuje się to realizować, choć wszystko wskazuje na to, że jest już za późno. Obawiano się związków zawodowych, protestów i reakcji społecznej. Rządy wolały przeczekać kryzysy i oddać tę sprawę następcom. Przez to od kilkunastu lat przemysł ten systematycznie upadał, a gdy było bardzo źle, stocznie dostawały kolejny zastrzyk finansowy z kieszeni państwowej. Zastrzyk mocno demoralizujący.
>>>Sprawdź, kto pomoże Tuskowi zamknąć stocznie
To też nie wróci. I dlatego dużo bardziej niż szykowane na siebie nawzajem białe księgi zaniechań interesuje mnie, co jest w teczce, jaką minister Grad zawiózł do Brukseli. To będzie prawdziwy test dla sprawności polskiej polityki, bo wczorajsza debata - z Wałęsą, "Solidarnością” i stoczniowcami w tle - była tylko historyczną zasłoną dla wyzwania, przed jakim staje rząd. Dobrze by było, gdyby szukając rozwiązania, nie dali się zwieść marzeniom o wielkim polskim przemyśle stoczniowym.