Biden zgodził się podobno na wspólny start w wyborach prezydenckich z młodym senatorem z Illinois pod warunkiem, że ten ostatni będzie się liczył się z jego zdaniem. Zastrzegł sobie prawo do udzielania porad w każdym obszarze polityki wewnętrznej i zagranicznej. Trudno dziś zgadywać, jak naprawdę wyglądała owa decydująca rozmowa między Bidenem i Obamą, ale zdaje się, że to nie stanowczość i charyzma Bidena tu zwyciężyły, lecz raczej pragmatyzm Obamy.

Reklama

Sam pamiętam jak w gorących dniach sierpnia, tuż przed rozpoczęciem konwencji Demokratów w Denver, dziennikarze nie byli w stanie ustalić, na kogo postawił Obama. Sztab kandydata wysłał samoloty po czterech finalistów ? Bidena, Billa Richardsona z Nowego Meksyku (który w nowym rządzie będzie ministrem handlu), gubernator Kathleen Sebelius z Kansas i senatora Evana Bayha z Indiany. Na kilka godzin przed ogłoszeniem decyzji Obamy ktoś puścił plotkę, że pewna mała drukarnia schowana na głębokiej prowincji drukuje plakaty i nalepki na zderzak z napisem Obama ? Bayh 2008. Oczywiście reporterzy szturmem ruszyli pod dom senatora z Indiany... jak się okazało, na marne.

Biden został wybrany jako kompromisowy kandydat, którego siwa skroń równoważy młodzieńczy wigor Obamy i wnosi do drużyny - jako szef seneckiej komisji spraw zagranicznych - doświadczenie w dyplomacji. Tego drugiego pretendent do prezydentury najbardziej potrzebował, bo zdarzały mu się gafy, jak próba umawiania się na spotkanie z prezydentem Kanady. Obama chyba nie szukał w Bidenie kogoś, kto mógłby sprawować władzę zamiast niego.

Konstytucyjna praktyka wykonywania urzędu wiceprezydenta jest różna, choć bez wątpienia w ostatnich 60 latach jej znaczenie rosło. Zastępca Franklina Delano Roosevelta John Nance Garner tak się nudził przez dwie kadencje w białym Domu, że stwierdził potem, iż wiceprezydentura jest warta mniej niż... kubeł ciepłego moczu. Kolejny - VP - u Roosevelta, Harry Truman, spędzał większość czasu na Kapitolu popijając herbatę z kongresmenami. Prezydent nigdy go nie wpuszczał na posiedzenia gabinetu.

Truman był do tego stopnia izolowany, że po śmierci Roosevelta okazało się, że nie ma pojęcia, czym jest Projekt Manhattan. Zaległości nadrobił szybko, bo bomba na Hiroszimę spadła ledwie cztery miesiące po tym, jak został prezydentem. Ale już kolejni wiceprezydenci mieli więcej do powiedzenia, szczególnie młody Richard Nixon u boku Dwighta Eisenhowera, który przeszedł poważny zawał.

Naprawdę wpływowymi zastępcami byli Walter Mondale za prezydentury Cartera i Al Gore w czasach Clintona. Żaden z nich jednak nie miał tyle do powiedzenia, co ten obecny, odchodzący Richard Cheney. Barack Obama zdradzał jak dotąd wyjątkową samodzielność w decyzjach, więc mało prawdopodobne jest, że Joe Biden powtórzy wzorzec Cheneya.