W sobotnim DZIENNIKU opisujemy kulisy wydarzeń sprzed 10 lat. Dlaczego? Po pierwsze, bo zaproszenie Kwaśniewskich do papamobile było jednym z tych wydarzeń, które mocniej niż cokolwiek innego wbiły się w społeczną świadomość. Warto poznać kulisy tej kilkusetmetrowej przejażdżki.

Reklama

>>> To nie papież zaprosił Kwaśniewskich do auta

A po drugie dlatego, że Aleksander Kwaśniewski wciąż czeka na swój bilans. To, jak patrzył na niego Jan Paweł II, ma dla tego podsumowania spore znaczenie. Z dzisiejszej opowieści dowiadujemy się jednego – tezy o jakimś szczególnym uznaniu papieża dla eksprezydenta były nieprawdziwe.

Ale nie znaczy to, że Aleksander Kwaśniewski ma dziś powody do płaczu. Jego prezydentura dalej wprawdzie budzi wątpliwości w sferze powiązań z prywatnym biznesem, a afera Rywina i Orlenu położyła na niej nieco cienia. Na dodatek po odejściu z urzędu zdarzyło mu się kilka filipińskich ekscesów.

Reklama

Jednak Kwaśniewski potrafił nad tym zapanować. Jest obecny w życiu publicznym, ale nie ma parcia na szkło za wszelką cenę. Ciągnie go do polityki, ale pozwala grać innym. Potrafi skrytykować następcę, ale umie też czasem oddać mu sprawiedliwość.

Po przypadkach Kazimierza Marcinkiewicza, tych osobistych (próby epatowania życiem prywatnym) i zawodowych (niejasne zaangażowania biznesowe), wiemy już na pewno, że pełen bilans i prawdziwą ocenę polityka da się napisać dopiero jakiś czas po przejściu na emeryturę. Kwaśniewski nie był pewnie wymarzonym prezydentem Polski z dotychczasowych, ale jak sądzę, papież, gdyby żył, pewnie nie miałby problemu, żeby się z nim dziś spotkać. A Marcinkiewicz? Korci, żeby napisać – odwrotnie. Ale jeszcze się powstrzymam.