Im głośniej krzyczy były prezydent Aleksander Kwaśniewski, tym jest mniej wiarygodny. Im bardziej zaprzecza, tym bardziej jest winien. Inwektywy, którymi obrzuca innych - jego dotyczą. Im się bardziej od czegoś odżegnuje, tym bardziej w tym tkwi. Krótko mówiąc przypomina radziecką agencję TASS. z dawnej anegdoty: Jeśli agencja TASS zaprzecza czemuś, to tak właśnie było.

Reklama

I tak jest właśnie teraz z Aleksandrem Kwaśniewskim, który zaprzecza, że był zarejestrowany jako tajny współpracownik SB pod pseudonimem "Alek". Żelaznym argumentem Kwaśniewskiego, że IPN fałszywie go oskarża, jest orzeczenie sądu lustracyjnego z 2000 roku, który prawomocnie stwierdził, że ówczesny kandydat na drugą kadencję prezydencką nie był tajnym współpracownikiem. Muszę Aleksandra Kwaśniewskiego zmartwić. Orzeczenie sądu mówi tylko tyle, że wobec kryteriów narzuconych mu przez ustawę, nie mógł zarzucić Aleksandrowi Kwaśniewskiemu tzw. kłamstwa lustracyjnego. A kryteria te - biorąc pod uwagę stopień zniszczenia dokumentów dawnej SB - były niezwykle wyśrubowane. Sąd dopiero miał prawo nazwać kogoś TW, jeśli dysponował jednocześnie trzema rzeczami - deklaracją o współpracy, pokwitowaniami odbioru pieniędzy za udzielane informacje oraz donosami TW (napisanymi własną ręką bądź spisanymi przez oficera SB). Przy czym musiał być spełniony dodatkowy warunek, że donosy te wyrządzały szkodę opozycji politycznej. W spuściźnie po Aleksandrze Kwaśniewskim - TW "Alek" nie było żadnej z tych trzech wymaganych rzeczy. Jedyny ślad pozostał w rejestrze tajnych współpracowników. Zatem w świetle tak życzliwie dla dawnej agentury skonstruowanego prawa istotnie Kwaśniewski może mówić dziś, iż nie był agentem PRL-owskich tajnych służb politycznych.

O tym jednak, że coś jest na rzeczy świadczy jego nerwowa, przesycona ogromną agresją reakcja. Zacietrzewienie prowadzi go na manowce i do dziecinnych kłamstw. Już nie tylko, że nie przyznaje się do kontaktów z SB, ale nawet do związków z partią. A przecież był członkiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej od 1977 r. do jej rozwiązania, czyli do stycznia 1990 r. W swoim buńczucznym oświadczeniu mówi, że nigdy "nie był komunistycznym aparatczykiem". A więc jako kto został ministrem ds. młodzieży w rządzie Zbigniewa Messnera w latach 1985-1987? Jako działacz Socjalistycznego Związku Studentów Polskich? Czy ktokolwiek, kto nie był partyjnym aparatczykiem - a SZSP było dla wielu przedsionkiem do kariery w Komitecie Centralnym partii - mógł zostać szefem Komitetu Społeczno-Politycznego w rządzie Mieczysława Rakowskiego? Kwaśniewski używa w swym oświadczeniu słowa absurdalność, które akurat świetnie oddaje jego dzisiejsze odżegnywanie się od "partyjnego aparatczyka".

I choć niewiadomo jak mocnych i obraźliwych epitetów nie używałby wobec ludzi związanych IPN-em, np. ich postępowanie określał jako "niegodziwość" i oskarżał po trzykroć IPN, że "kłamie, kłamie, kłamie", to i tak te jego zaklęcia nie wymażą numeru w kartotece i pseudonimu "Alek".

Reklama