Nie ma co ukrywać: wychowanie najczęściej opiera się niestety na szantażu. „Jak zjesz buraczki, to dostaniesz batonik” – mówimy maluchowi i uczymy go w ten sposób metody, która stosowana w dorosłym życiu wydaje nam się dość obrzydliwa. Ale przecież to tylko dziecko – jakoś trzeba na małego urwisa wpłynąć. „Nie odrobiłeś lekcji, więc nie pójdziemy do kina” – oznajmiamy zbuntowanemu trzecioklasiście, choć gdyby taką sankcję np. za niepozmywanie naczyń próbował zastosować wobec nas współmałżonek, to awantura byłaby pewna. Ale to tylko dziecko – więc można je ukarać i postraszyć. To nic takiego. „Jak nie będziesz grzeczny, to Baba Jaga cię zje” albo „przyjdzie dziad i zabierze do worka”. Drobiazgi? Do dziś mi się ten dziad potrafi przyśnić. W dodatku wszystko to są zaledwie drobne i łagodne metody wychowawcze stosowane przez naprawdę kochających rodziców. W domach, w których miłości brakuje, każda z nich bardzo łatwo przeradza się w okrucieństwo. A tam, gdzie jest nieszczęście, alkoholizm i agresja, życie dziecka zamienia się w piekło. Piekło, które często nie znika: odnajdujemy je w następnym pokoleniu, we własnej rodzinie dręczonego dziecka, które dorosło i nigdy się nie wyzwoliło z koszmaru.

Reklama

>>> Iwona Guzowska: Byłam ofiarą przemocy psychicznej

Rozumiem motywację posłów, którzy chcą wpisać do ustawy zakaz stosowania przemocy psychicznej wobec dzieci. Ale jak można doprowadzić do tego, by zakaz ten był przestrzegany? Czy dzieci wiedzą, do kogo się zwrócić? A przede wszystkim: czy mają do kogo się zwrócić?
Iwona Guzowska mówi w rozmowie z „Dziennikiem”, że najważniejsza jest profilaktyka: np. wypełnianie przez dzieci ankiet, które poprzez dostosowane do wieku pytania pomogłyby zdiagnozować stan psychiczny dziecka. To oczywiście pomogłoby w ustaleniu ewentualnej winy rodziców i wychowawców. Ale przecież w Polsce wielki problem jest nawet z zatrudnieniem w szkołach higienistek, a co dopiero z przeprowadzeniem szeroko zakrojonego programu obrony przed przemocą psychiczną! Przepis wymyślić jest łatwo. Dość łatwo nawet – jak się okazuje – wpisać go do ustawy. To uspokaja sumienie i nie rodzi wydatków z budżetu.

Inne metody są trudniejsze i droższe. Nikt nie wychowuje przyszłych rodziców. Młodych ludzi, uczniów liceów i zawodówek, którzy powinni mieć jakiekolwiek pojęcie o tym, czym jest wychowanie dzieci, co to jest przemoc psychiczna i fizyczna. By prowadzić samochód, potrzebne jest przecież prawo jazdy, trzeba zdać trudny egzamin teoretyczny i praktyczny. Do posiadania dzieci wystarczy... wiadomo co. Efekt? „Jak się nie zamkniesz smarkaczu, to cię czarownica zabierze” – krzyczy rozhisteryzowana matka. Dlaczego? Bo inaczej nie potrafi.