Nasi unijni sojusznicy nie chcą płacić na nową inicjatywę, a wschodni partnerzy będą mieli trudności z przyjęciem pomocy. Słowem, program ma szanse wylądować w lodówce z terminem na odmrożenie - święte nigdy.
Umiarkowany sukces, rodzi pokusę, by skrytykować polski rząd. Tym razem, to nie jego wina. Pomysł był dobry. Zebrał też popleczników w Unii. Istotą Partnerstwa Wschodniego jest wyjęcie państw wschodnioeuropejskich z puli krajów objętych Europejską Polityką Sąsiedztwa. Państwa europejskie: Ukraina, Białoruś, Mołdawia, a także aspirujące do europejskości republiki Zakaukazia - Gruzja, Azerbejdżan i Armenia przestaną być traktowane na unijnych forach w tych samych kategoriach co Tunezja, Maroko i Liban, także objęte Europejską Polityką Sąsiedztwa. Pomysł genialny. Drugi krok to przekazanie im wyodrębnionych tylko na tę inicjatywę pieniędzy pomocowych. Dalej miały iść działania w celu stworzenia stref wolnego handlu. Potem liberalizacja reżimu wizowego, w efekcie zniesienie wiz. Gdyby pakiet ten wprowadzić w życie, państwa postsowieckie znacznie zbliżyłyby się do Unii. Gospodarczo, politycznie i strategicznie.Sprawy nie pójdą jednak tak dobrze, projekt zaczął pękać zanim został przyjęty na wczorajszym szczycie. Pokryły go rysy. Zbyt liczne, by odtrąbić sukces.
Kryzys światowy nie sprzyja hojności, dlatego duże państwa UE nie spieszą się do finansowania nowej inicjatywy, najchętniej nie dałyby na nią ani grosza. W przyszłości nie będzie lepiej. Sami zaś takim obciążeniom nie podołamy. Nawet skromna pomoc ma też szansę pozostać na kontach zamiast trafić do zainteresowanych, będzie bowiem przyznawana według surowych procedur unijnych. Kraje postsowieckie trawione przez korupcję i układy towarzysko - biznesowe mogą nie przedrzeć się przez te wymogi.
Partnerstwo nie otwiera dla objętych nim państw drzwi do Unii. Nawet w odległej przyszłości. Ta wstrzemięźliwość jest głównym obiektem krytyki na wschodzie. Nasi partnerzy pytają: po co nam inicjatywa, która pomija najważniejszą sprawę w relacjach z UE? Deklaracja końcowa szczytu w Pradze nie zawiera też obietnic zniesienia kiedykolwiek wiz.
Skromy skład unijnych delegacji w Pradze pokazuje, że Partnerstwo nie stało się czołową inicjatywą unijną. Nie wzbudziło entuzjazmu ani Francji czy Włoch, ani Wielkiej Brytanii czy nawet Niemiec. Musimy je dźwigać na własnych barkach. Czy nie okażą się one zbyt wątłe, szczególnie w obliczu tylu przeciwieństw?