Nie wiem, czy Zbigniew Ziobro, idąc do Donalda Tuska, wybrał dobry adres na swoje kłopoty. Mówi, że jest nękany przez prokuraturę niczym działacze Związku Polaków na Białorusi przez tamtejszego cara Aleksandra Łukaszenko.

Reklama

Czy nie przesadza troszkę, wkładając sobie na głowę cierniową koronę prześladowanego na wzór białoruski? Co najwyżej przecież wzywanie go na przesłuchania jest jedynie pewnego rodzaju uciążliwością, którą każdy polityk winien znieść pogodnie i z godnością. Szczególnie w tak niezwykłym okresie jakim jest kampania wyborcza.

Jestem również ciągany po sądach przez najdziwniejsze postaci i wiem jak to rozbija codzienną pracę. Ale czy Zbigniew Ziobro powinien się skarżyć na swój los?- zapytam słowami piosenki Anny German. Odwrotnie. Winien to uznać za sprzyjającą mu okoliczność - prezent, jaki mu robi prokuratura. Sprężynę, która wyniesie go wyżej w rankingach głosów oddanych na kandydatów do Europarlamentu.

Na jego miejscu podporządkowałbym kalendarz swoich spotkań wyborczych terminom jakie wyznaczyła mi prokuratura, nawet kosztem zmian w ostatniej minucie. A następnie na spotkaniu z wyborcami, mimochodem wtrącałbym coś o przesłuchaniach, podkreślając, żeby broń Boże nikt nie doszukiwał się w tych wezwaniach jakichś szykan. Po prostu prokuratura pracuje z godnie z o wiele wcześniej zaplanowanym harmonogramem, nie kierując się jakimikolwiek względami politycznymi - przekonywałbym. Zyski byłyby oczywiste.

Reklama

Idąc do Tuska na skargę na prokuraturę, Ziobro nieświadomie utwierdza nas w przekonaniu, że za jego czasów premier mógł ręcznie sterować prokuraturą. No bo inaczej, skąd by mu dzisiejszy pomysł strzelił do głowy.

Nie będę więc zdziwiony jeśli Tusk odpowie mu - jak się u mnie na podwórku mówiło, dyplomatycznie - że chciałby z całego serca mu pomóc, ale nie może. Tu bezradnie rozłoży ręce i doda: - Nie mieszam się do pracy prokuratury. Jak widać więc jestem pesymistą, a może lepiej powiedzieć realistą i nie wróżę Ziobrze, by coś w czasie wizyty u premiera uzyskał.

Zapewne lepszym adresem, byłoby niedawne królestwo Ziobry - ministerstwo sprawiedliwości i spotkanie z prokuratorem generalnym i jednocześnie szefem całego resortu Andrzejem Czumą. Nie sądzę, jednak, aby i tu coś wskórał. Znając poczucie humoru Andrzeja Czumy, mógłby Ziobro usłyszeć: - Co pan powie? Nie do wiary. Pod moim kierownictwem prokuratury tak są zapracowane, że nie zauważyły nawet, iż trwa jakaś kampania. Nie będę ich wytrącał z rytmu.