Czyżby gorąca miłość Kazimierza Marcinkiewicza do narzeczonej Izabell nieco ostygła? Czyżby nie licząc się z jej talentami literackimi zamierzał się z nią rozstać? Albo brutalnie porzucić? Na jakiej podstawie tak czarno patrzę na świat byłego premiera i cudownej Izabell? Bo widzę, że Marcinkiewicza najwyraźniej ciągnie do polityki. Próbuje do niej wrócić tylnymi drzwiami. Swoje nadzieje polityczne od dawna łączy z Platformą. A ta zaraz po ujawnieniu jego związku z Izabell dała mu sygnał, że najpierw musi ułożyć swoje sprawy osobiste. Zanim to nastąpiło -- np. nie słyszałem nic o jego ślubie z Izabell - zdecydował się jednak na wykonanie nowego ruchu w kierunku PO. A dla Platformy są dwa cenne wiana, jakie wnoszą do niej kandydaci na jej nowych członków: pieniądze, albo opluwanie PiS.

Reklama

Marcinkiewicz chyba nie ma za dużo pieniędzy (Izabell, ale też rozstanie z rodziną kosztują). Postanowił więc ukazać zbrodnicze oblicze swojej pierwotnej partii, mimo że to on wyniosła go na szczyty władzy i popularności. Wczoraj obwieścił światu wiadomość wstrząsającą: "za czasów rządów PiS służby specjalne były wykorzystywane w sposób nie zgodny z przeznaczeniem". Szczegółów jednak nie zdradził. Proszony przez dziennikarza o podanie choćby jakiegoś drobnego przykładu bezprawnych działań specsłużb zasłonił się jakże skuteczna tarczą -- tajemniczą państwową. To nie ułatwia nam zrozumienia. Możemy tylko spekulować, czy na przykład służby nie były wykorzystywane do odśnieżania stolicy lub ścigania wściekłych lisów w Łazienkach Królewskich zagrażających rozwojowi miejscowych kaczek albo poszukiwania zaginionych psów rasowych?

Bez względu na to czym się zajmowały jedno jest pewne. Czasy kiedy służbami kierowali PiS-owcy należy napiętnować, a zwyczaje w nich panujące muszą odejść w niepamięć. Tak potężna jest siła oskarżeń Marcinkiewicza. Służby specjalne to ulubiony instrument Marcinkiewicza, którym lubi grać. Jeszcze przed poznaniem Izabell rzucił podobne oskarżenie. Oskarżył wtedy prezydenta Lecha Kaczyńskiego, że ten polecił ABW by go podsłuchiwała. Szybko jednak oskarżenie to okazało się zwyczajną blagą.

Tak pewnie będzie i tym razem. Po raz kolejny Marcinkiewicz narazi się na śmieszność. Dużo w tym winy dziennikarzy. Przecież sam nasz bohater prosił dziennikarzy aby nie robiono z nim wywiadów, bo może mu się nieopatrznie wymsknąć jakaś głupota. Ale te hieny dziennikarskie tylko na to czekają.

Ja jednak z sympatią patrzę na wysiłki Marcinkiewicza aby wrócić do polityki.