JOANNA MIZIOŁEK: Prasa donosi o podwójnych nagrodach dla szefów Narodowego Centrum Sportu. Rzeczywiście pan minister nagradza dwa razy?
MIROSŁAW DRZEWIECKI: Ja niczego nie nagradzam, bo to nie minister nagradza pracowników spółek. Oni wszyscy mają kontrakty. Mało tego, jeżeli chodzi o NCS to tam obowiązuje umowa podpisana jeszcze przez panią minister Jakubiak, która mówi o tym ile zarabiają pracownicy i jak mogą tymi pieniędzmi gospodarować. W umowach jest ściśle określone ile powinni zarabiać. Ja w żadnym stopniu nie nagradzam ani nie wynagradzam menadżerów, ani ludzi w spółce, bo od tego jest rada nadzorcza i zarząd.

Reklama

"Znowu premie dla chłopców Drzewieckiego" - tak na konferencjach sprawę Rafała Kaplera kwitują politycy SLD. Nie dość, że dostał podwójną premię, bo zajmuje dwa stanowiska (funkcję wiceprezes PL.2012 i prezesa NCS), to jeszcze ze względu na zajmowane stanowiska sam siebie kontroluje. Lewica zapowiada, że skieruje sprawę do Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Ma ku temu podstawy?
Niech ją skieruje gdzie chce. Takie prawo opozycji. Pan Kapler w NCS nadzoruje w jakimś stopniu budowę stadionu. Jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu, ale nie będzie cały czas prezesem tej spółki. Docelowo Rafał Kapler wróci w miejsce, gdzie rozpoczął działalność przy Euro i tyle. Od początku było tak mówione. Obejmuje dwa stanowiska, bo sprawdził się na tym niższym. Przecież nie można dać człowiekowi z ulicy misji zarządzania stadionem, musiałem ściągnąć kogoś z doświadczeniem.

Opozycja jednak znów napiera i twierdzi, że wcześniej zapewniał pan, że w NCS nagród nie było. Mijał się pan z prawdą?
Kontrakty menadżerskie w NSC zostały podpisane, kiedy prezesem był jeszcze Michał Borowski. To tam zostały określone warunki wynagrodzenia, a ja niczego w tej umowie nie zmieniałem.

Czyli śmiesznym się wydaje zarzut minister Jakubiak, która stwierdziła, że oszukał pan opinię publiczną i przyznał premię członkom zarządu NCS. Bo tak na prawdę pan nic nie zrobił, a dokładniej poprostu zostawił własnemu biegowi rzeczy sytuacje już zastaną.
Ja mówię, że niczego nie zmieniłem od czasu, gdy spółka została powołana. Miała określony w umowach sposób wynagradzania osobom, które zostały skierowane do budowy stadionu. Niczego nie zmieniłem od tamtego czasu. Wszystko, co się dzieje w ramach pracy tej spółki jest w rękach rady nadzorczej, bo ona przykładowo reguluje tam poszczególne kwestie. A to wszystko jest określone przez umowę powierzenia, jaką minister Jakubiak wtedy podpisała. Z mojej strony nie było od tej pory już żadnych korekt.

Reklama

Wróćmy zatem do sprawy, która wydarzyła się w piątek w Sejmie. Niczym burza w szklance wody rozpętała się i ucichła sprawa premii dla zarządu PL.2012. Początkowo bronił pan przyznania nagród.
Ja przede wszystkim bronię jednej rzeczy, a mianowicie kontraktów menedżerskich, w państwa prasowym języku - premii. Kontrakt mówi o tym, że panowie ze spółki PL. 2012 zarabiają dwadzieścia kilka tysięcy, a jeszcze dodatkowo w momencie kiedy wypełniają wszystkie zobowiązania, które mają do wykonania dostają dodatkowe wynagrodzenie. Przyznaję to jest rzeczywiście bardzo dużo pieniędzy.

Choć bronił pan kontraktów menadżerskich dla spółki PL. 2012, to jednak, gdy tylko w Sejmie zjawił się premier Tusk szybko zmienił pan zdanie. Tusk stwierdził: nagrody - tak, ale po mistrzostwach.
Premier Tusk uznał, że najlepiej wynagradzać, albo rozliczać po skończonym dziele. Ja uważam, że to też dobre rozwiązanie. Poza tym jest teraz kryzys, lepiej oszczędzać pieniądze, bo może w roku 2012 będzie łatwiej, lżej i wtedy będzie inna sytuacja.

W piątek w Sejmie groził pan dymisją. Czy obrona pensji, premii, czy jak pan woli kontraktów menadżerskich dla członków spółki PL.2012 jest wystarczającym powodem, by straszyć dymisją?
Powodem było to, że dziś chce się mnie rozliczać za coś, co zrobił poprzedni rząd. Czyli za ustawę, która mówiła o tym, że w ramach spółki PL.2012 i NCS -u, czyli tych dwóch spółek celowych nie stosuje się ustawy kominowej. Miało by to służyć temu, żeby móc pozyskać z rynku najlepszych menadżerów, którzy za kominówkę nie chcieli by przyjść. To jest zresztą zrozumiałe. Natomiast jeżeli byśmy chcieli teraz tylko dlatego, że osiągnęliśmy sukces zmniejszyć pensje pracownikom NCS i spółki PL.2012 to byłaby katastrofa. Takim działaniem można tylko zepsuć cały system, na jakim zbudowana jest cała spółka. Jeżeli koordynator UFY musi zarabiać powyżej 15 tys. zł. i jest to z góry narzucone, to jest mi sobie ciężko wyobrazić, żebym ja mógł odpowiadać za coś, do czego nie będę miał instrumentów, gdy ktoś mi zabierze narzędzia i wartościowych ludzi. To w takim razie rozwiążcie to wszystko!

Aż tak?
Tak, bo po pierwsze jesteśmy dwa lata w projekcie i ludzie, którzy w nim pracują są bardzo dobrze w to wprowadzeni. Pozbywanie się teraz części ludzi spowodowałoby, że przyjdą nowi za inne, mniejsze pieniądze, którzy musieliby się wszystkiego uczyć od początku. Może by się nauczyli. Nie chce ich przekreślać ani przesądzać, że ktoś inny byłby gorszy, bo nie ma ludzi niezastąpionych, ale to by było podważanie sensu działania i zagrożenie dla płynności przygotowań. To jest na tej zasadzie jakby mi powiedziano: masz wybudować stadion, tylko zabierzemy ci pieniądze.