Podobno w ZUS brakuje iluś tam miliardów. A w gazetach i mediach elektronicznych bez przerwy mowa o emeryturach. A to agent Tomek zrezygnował łaskawie z pobierania emerytury oprócz poselskich uposażeń, a to dwaj prokuratorzy w stanie spoczynku mają chęć i na emeryturę w wysokości ponad 10 tysięcy złotych, i na poselskie uposażenie w wysokości 12 tysięcy, a to – mówi się – że z PSL-em nie uda się doprowadzić do reformy KRUS, albo tylko do bardzo ograniczonej. A kiedy znakomita minister Jolanta Fedak jednym ruchem ręki zabrała kilkudziesięciu tysiącom ludzi emeryturę, każąc im wybierać – praca albo świadczenie, nawet przez moment oburzył się Prezydent, ale na tym się skończyło.
Dlaczego prokurator w stanie spoczynku ma ponad 10 tysięcy, a profesor tytularny między trzy a cztery i pół? Nie da się tego zrozumieć. W ogóle polskiego systemu emerytalnego nie da się zrozumieć, bo nikt nie wie, które lata liczyć, co liczyć i na co liczyć. Znajomy mój senator sądził, że wpływy z kilku kadencji senatorowania będą najlepsze do emerytury, ale okazało się, że dawne mizerne wpływy z czasów PRL są lepsze. To nie jest państwo prawa, lecz państwo emerytalnego bezprawia.
Poczucie sprawiedliwości społecznej polega między innymi na tym, że mniej więcej równo się zarabia za podobną pracę. Nie sądzę, by prokurator miał o tyle cięższą pracę od profesora tytularnego i zwyczajnego, by otrzymywał kilkakrotnie wyższą emeryturę. W dodatku ja nigdy nie wspominam czasów „walk i męczeństwa”, ale przez dobre kilkanaście lat miałem zakaz pracy za komunistów i to mi się od emerytury odlicza, a nie dodaje.
Sprawa KRUS jest wbrew pozorom jasna i prosta, tylko politycy nie chcą tego jasno i prosto powiedzieć. Otóż są liczni rolnicy, którzy z kilku hektarów praktycznie nie mają żadnego dochodu i musimy ich ubezpieczenia, w tym emeryturę, utrzymywać. Należy tylko mieć nadzieję, że będzie ich coraz mniej.
Reklama
Są jednak inni, którzy albo uprawiają normalny zawód, a poza tym mają te kilka hektarów, albo mają wyspecjalizowane i wysoko dochodowe gospodarstwa, albo mają latyfundia przynoszące miliony. I wszyscy oni płacą KRUS i z tych minimalnych składek mają maksymalne korzyści. Przecież to nie jest skomplikowane, a za to w sposób oczywisty nieuczciwe. Nie mam pretensji do ludzi, bo dlaczego nie mieliby korzystać z idiotycznego systemu wprowadzonego za Gierka, kiedy przemiany w rolnictwie były nie do przewidzenia, ale do ustawodawcy, który będzie bronił takich emerytur do śmierci.
Sprawa KRUS jest charakterystyczna dla kompletnego pokręcenia polskiego systemu emerytalnego. Sprawa OFE jest znamienna dlatego, że już wiele lat temu próbowano coś zrobić, a ponieważ nie udało się za bardzo, niemal wróciliśmy do stanu wcześniejszego. Powtórzmy nieco inaczej, nie ma nic bardziej świadczącego o stanie solidarności i spójności społecznej niż emerytury i warunki ich otrzymywania.
Powoli, wydaje się, że uda się namówić służby mundurowe na rezygnację z wielkich przywilejów w tym zakresie na rzecz mniejszych przywilejów, ale ja raz jeszcze powracam: w czym praca policjanta jest bardziej zasłużona niż praca profesora tytularnego i zwyczajnego. Że się naraża na niebezpieczeństwo? Nie sądzę, żeby na o tyle większe, by był aż tak premiowany.
Więc może zacząć rozumować odwrotnie. Profesorem tytularnym zostaje się po minimum 25 latach pracy zawodowej, w czasie której trzeba stale udowadniać, że człowiek się rozwija, idzie naprzód, publikuje, bada i Bóg wie, co jeszcze. W żadnym innym zawodzie awans nie jest w takim stopniu uzależniony od nieustannego uczenia się. To jednak w ogóle nie jest premiowane, zarobki profesora sięgają w najlepszym razie 6 tysięcy brutto, chyba że dorabia tu i ówdzie. A potem mówi się o tym, że nauka w Polsce ma się doskonale. Przecież to są wolne żarty.
Tak jak cały system emerytalny jest jednym wielkim wolnym żartem, trwającym mimo wszystkich głosów alarmowych i ostrzegawczych.
Dlaczego prokurator dostaje ponad 10 tys. zł emerytury, a profesor tytularny 4 tys.?