Tusk, który milczy w kwestiach wewnątrzpartyjnych od kilku tygodni, musi się w zaciszu swojego gabinetu nieźle bawić, słuchając tych samych komentarzy i je czytając - pisze dziennikarka "Faktów" TVN o krytycznych głosach w PO na temat przyspieszenia wyborów w partii. Jej zdaniem wszystko idzie po myśli premiera.
Gowin: Popiera mnie Jan Rokita >>>
Katarzyna Kolenda-Zaleska zauważa, że Jarosław Gowin został zmuszony do aktywności.
Jarosław Gowin sprawiał wrażenie, że startuje raczej w wyborach prezydenckich niż w wyborach szefa partii.Aktywność niewspółmierna do rangi wyborów irytowała nawet przychylnych mu w partii kolegów - czytamy w komentarzu.
Kolenda-Zaleska z nutką ironii pisze o tym, jak Gowin nie bez przyjemności krytykował PO i premiera - Chętnie fotografował się też sam, dając być może do zrozumienia, że jest ostatnim sprawiedliwym Platformy - jak Gary Cooper w filmie "W samo południe". Ale ta kreacja obnażała raczej coraz bardziej oczywiste polityczne osamotnienie, coraz większą izolację od głównego nurtu partii (...) Milczący Donald Tusk mógł nic nie robić i zacierać ręce, jego pozycja w partii wzmacniała się z każdym ostrzejszym atakiem Gowina. A rywal coraz bardziej tracił - i sympatię, i powagę, i grono zwolenników. Sam się wykrwawiał - czytamy w komentarzu.
Tusk z kolei milczał i ignorował rywala. Dziennikarka wyjaśnia jego strategię.
Po podaniu wyników media będą zainteresowane tematem przez kilka dni. Sprawa wkrótce ucichnie. I - zdaniem dziennikarki - o to Tuskowi chodziło, o nieprzedłużanie wewnętrznych waśni, szybkie rozstrzygnięcie sprawy.
Co z partyjnymi rywalami po wyborach? Kolenda-Zaleska podaje przykład: Hillary Clinton i Barack Obama po morderczych prawyborach pokazali wielką polityczną klasę. On, oferując jej stanowisko sekretarza stanu, ona - przyjmując je. Jest więc gdzie szukać dobrych wzorów, byle tylko duma pozwoliła z nich skorzystać.