Zaraz po odstawieniu kroplówki z adrenaliną, do której byłem podłączony przez ostatnie dziesięć lat, pierwszą myślą było, by pozostać w polityce - przyznaje Adam Hofman w rozmowie z "Rzeczpospolitą". - Dziś myślę o odejściu z Sejmu jako stanie przejściowym, ale zdaję sobie sprawę, że może być zupełnie inaczej. Zobaczymy, jak będę się odnajdował w nowej rzeczywistości - dodaje.
Jaka to rzeczywistość? Były polityk PiS planuje zająć się działalnością doradczą z zakresu PR. Ale z pewnymi zastrzeżeniami. - Na pewno nie będę Kazimierzem Marcinkiewiczem, żadnym "door openerem"! To ma bardzo krótkie nogi, Marcinkiewicz obszedł kilku znanych, wpływowych ludzi i pozbierał ich wizytówki do kapelusza. Potem spieniężył te swoje kontakty, raz zadziałało ale teraz nie jest traktowany poważnie ani przez biznes, ani przez politykę - tłumaczy Hofman. Pozwala sobie również na ocenę kolegów z Sejmu. Przede wszystkim chwali prezesa PiS. - Kaczyński nie tylko sprawuje pełnię władzy nad życiem i śmiercią polityczną, ale też to on ma moc. Jest bankiem społecznego gniewu i chęci zmian - mówi były rzecznik PiS. Nie obawia się konfliktów między Jarosławem Kaczyńskim, Beatą Szydło a Andrzejem Dudą. Zagrożenie widzi raczej w klubach koalicyjnych, które idą do wyborów ramię w ramię z Prawem i Sprawiedliwością.
Ziobro raz spróbował zawalczyć o cała stawkę, dostał surową nauczkę, jest mądrzejszy o to doświadczenie i teraz czeka - zaznacza Adam Hofman. Ostrzega za to przed Jarosławem Gowinem:
To człowiek, który nigdy nie zapomniał o haśle "premier z Krakowa". Nie udało się z Rokitą, to może uda się z nim? Oczywiście zrobi to racjonalnie, tak jak to zrobił w Platformie, gdzie przecież bardzo długo był sojusznikiem Tuska. (...) On jest jak mały chłopak w barze, który podchodzi do najsilniejszego, z zaskoczenia leje go w gębę, żeby się wszyscy bali. Przecież kiedy rzucał wyzwanie Tuskowi, też się wszyscy śmiali, a swoje ugrał.
Kończący przynajmniej na razie karierę w Sejmie Adam Hofman ma również kilka słów przestrogi pod adresem prezydenta, który - jak podkreśla - na razie jedzie na paliwie z euforii po zwycięstwie. Jego zdaniem największe zagrożenie, z jakim będzie musiał zmierzyć się Andrzej Duda, to jednowymiarowa prezydentura:
Najpierw Andrzej Duda musi sobie odpowiedzieć na kilka pytań, w tym najważniejsze: po co mu prezydentura, co chce osiągnąć? Gdzie chce być za kilka lat, jak blisko bądź daleko od PiS? (...) Widać, że świetnie porusza się w bliskim mi obszarze symboliki, wartości - dzięki temu wygrał, ale musi mieć też ofertę dla ludzi, dla których ten świat jest obcy. Nie widać, by na razie prezydent miał im coś do zaproponowania, by się na nich otworzył.