Ostatnio taką dyskusję toczyliśmy dziewięć lat temu, gdy o zburzeniu wspomniał popularny wówczas Radosław Sikorski. Dzisiaj temat wrócił, wielu polityków czuje, że musi się w tej kwestii wypowiedzieć. Czasem ociera się to o groteskę, jak choćby wtedy, gdy wiceminister obrony mówi o tym, że z wysadzeniem Patyka wojsko sobie da radę.
Przeszkody są co najmniej trzech rodzajów. Po pierwsze formalne. Pałac Kultury i Nauki, nasz ulubiony prezent Stalina, jest już formalnie zabytkiem. Oznacza to, że na wyburzenie zgodę musi wydać wojewódzki konserwator zabytków. A on zabytki ma jednak chronić. Rozwiązaniem byłoby wykreślenie PKiN z rejestru zabytków. Do tego jednak musiałaby istnieć podstawa prawna. Art. 13 ustawy o ochronie zabytków przewiduje, że tak może się stać w przypadku zabytku, "który uległ zniszczeniu w stopniu powodującym utratę jego wartości historycznej, artystycznej lub naukowej" albo "którego wartość będąca podstawą wydania decyzji o wpisie do rejestru nie została potwierdzona w nowych ustaleniach naukowych". Pierwszy warunek wydaje się nie do spełnienia (o ile wyburzanie ma nastąpić po otrzymaniu formalnej decyzji). Drugi wymagałby odpowiedniej ekspertyzy prawnej, co dzisiaj nie wydaje się aż tak trudne. Ale można zakładać, że nie obyłoby się bez kontrowersji. Wykreślenia z takiego rejestru dokonuje generalny konserwator zabytków, czyli wiceminister kultury.
Drugi typ przeszkód jest zdroworozsądkowy. Pałac ma 110 tys. metrów powierzchni użytkowych, codziennie przychodzi tu do pracy i z innych powodów 6-7 tysięcy ludzi. Swoje biura ma tu m.in. rada Warszawy, biura urzędu miasta, są cztery teatry (w tym jeden prywatny), kino, muzeum, basen, kawiarnie, jest Sala Kongresowa (grali tu m.in. The Rolling Stones) no i przede wszystkim Pałac Młodzieży, czyli miejsce, gdzie mogą się rozwijać najmłodsi. - Jest tu 45 różnych sekcji, do których obecnie zapisanych jest ok. 4,5 tys. członków - wyjaśnia Ewelina Dudziak, rzeczniczka Pałacu.
Właścicielem Pałacu Kultury i Nauki jest miasto stołeczne Warszawa. Trudno zakładać, że samorząd warszawski pozbędzie się dobrowolnie takiego obiektu - więc koszt/odszkodowanie liczone byłoby w setkach milionów złotych. Co najmniej. Bo gdzieś te instytucje, biura i teatry trzeba byłoby przeprowadzić.
- Wszyscy pamiętamy, skąd ten pałac się wziął. Ale dziś służy mieszkańcom, to obiekt użyteczności publicznej, a nie tylko relikt przyszłości. Robiliśmy badania, co jest największą atrakcją turystyczną w Warszawie: na pierwszym miejscu jest starówka, na drugim Muzeum Powstania Warszawskiego, na trzecim właśnie PKiN - wyjaśnia Agnieszka Kłąb, rzeczniczka prasowa urzędu miasta Warszawa.
Abstrahując od przeszkód formalnych i praktycznych, jest jeszcze kategoria zdrowego rozsądku. Czyli ile by to wszystko miało kosztować, kto by miał za to zapłacić, i jak mocno byłaby sparaliżowana Warszawa, posiadając w samym centrum gigantyczny plac budowy (z tym wiąże się rozbiórka). Mając w pamięci niedawną budowę metra w Śródmieściu, warto takich atrakcji unikać. Bo tysiące ciężarówek, które musiałyby wywieźć gruz, czy nawet specjalne pociągi (w końcu Dworzec Centralny jest w pobliżu) życia warszawiaków by nie ułatwiły.
Oczywiście, łatwo jest się teraz nakręcić i wciąż przypominać, że Pałac Kultury i Nauki to "dar narodu radzieckiego" - to jest prawda. To relikt komunizmu. Ale powiedzmy sobie wprost, tak jak zamek w Malborku jest niejako reliktem po Krzyżakach, tak warszawski "Patyk" jak reliktem po komunistach w Polsce. A wszelkie gdybania na temat jego wyburzenia to po prostu fantasmagorie, które się nie wydarzą. Bo w wirtualnym świecie tworzenie, czy też wyburzanie olbrzymich budynków w centrum dwumilionowej metropolii jest bardzo łatwe. Warto byśmy od polityków wymagali rozwiązywania tych realnych problemów. Bo od bujania w chmurach, nawet na wysokości iglicy Pałacu Kultury, one same się nie rozwiążą. A my tracimy czas na tematy zupełnie zastępcze.