Maciej Miłosz: Czy czuje się pan jak podhalański baca? Jako pierwszy przewidział pan to, co się dzieje teraz z prezydenckim projektem ustaw sądowych. Dokładnie tak jak pan stwierdził kilka miesięcy temu, są one zmieniane w kierunku, z którego prezydent się wycofał.
Ludwik Dorn: Podhalański baca przewiduje pogodę na podstawie tego, czy go łupie w kościach. Nie do końca więc czuję się jak ktoś taki. Moje przewidywania polityczne opierały się na tym, że prezydent, który ma przeciw sobie bezwzględną większość na etapie prac sejmowych, jest bezradny. Natomiast jest wszechpotężny na etapie weta, jeśli ta sejmowa większość bezwzględna jest mniejsza niż 3/5 głosów niezbędnych do jego odrzucenia. Dlatego zdziwiłem się, że prezydent sam pisał ustawę, a nie po prostu określił jasne warunki brzegowe, które ustawa pisana przez Prawo i Sprawiedliwość powinna spełniać.
Posłowie Prawa i Sprawiedliwości to wykorzystują.
Dla mnie nie jest do końca jasne, jaka koncepcja polityczna stoi za działaniami PiS-u wokół tej ustawy. Z jednej strony PiS potraktowało prezydenta jako przeciwnika czy wroga na polu bitwy i zastosowało bardzo zręczny manewr z terminem zwołania posiedzenia komisji. Prezydent jest w Wietnamie, jest duża różnica czasowa. Łączność między wodzem naczelnym a dowódcami liniowymi jest zakłócona. Gdyby był np. w Bratysławie, nie było problemu, bo komunikacja trwałaby na bieżąco. Stąd to zamieszanie i to, że prezydencka prawniczka unika odpowiedzi. Ona nie otrzymała jasnego komunikatu, co ma mówić.
Z drugiej strony widać, że obie strony są w dużej mierze zgodne w sprawie ustawy o KRS, która ma znaczenie kluczowe dla PiS, ponieważ umożliwia infiltrację sądów powszechnych. Kwestia Sądu Najwyższego jest ważna dla środowisk prawniczych i jest ważna politycznie. Ale dla PiS ma znacznie mniejsze znaczenie, poza jedną kwestią - Izby Dyscyplinarnej. Ujmę to tak: ustawa o sądach powszechnych daje władzę chleba, a ta o Izbie Dyscyplinarnej władzę miecza.
Co dalej z ustawami sądowymi?
W ustawie o KRS jest jedna poprawka, która stawia sprawę na ostrzu noża. Mówi ona o zgłaszaniu kandydatów do KRS przez prokuratorów - wcześniej nie było o tym mowy i jest wysoce mało prawdopodobne, by prezydent się na to zgodził. Nie mam jasności co do poprawek w sprawie Sądu Najwyższego, ale one osłabiają prezydenta np. poprzez zakaz opiniowania kandydatur na sędziów Sądu Najwyższego przez prezesa Sądu Najwyższego, który odcina prezydenta od informacji. Ponadto w kwestii Izby Dyscyplinarnej SN umożliwiają ministrowi sprawiedliwości wejście w prezydenckie buty.
Nie mam też jasności, jaka jest intencja polityczna tego spektaklu: czy mamy do czynienia z przeciąganiem liny między PiS a prezydentem, co by prowadziło do tego, że dojdzie do kolejnego spotkania prezes – prezydent i coś tam się ustali, przy czym prezydent mocno ustąpi? Z jego punktu widzenia będzie to dużo poniżej szkicu porozumienia zrealizowanego przez plenipotentów obu stron. Czyli nie będzie wywieszenia białej flagi, ale mocny i upokarzający odwrót prezydenta. To dla PiS-u może być ważne, bo gra toczy się o przewagę, o to, kto jest najważniejszym kogutem na podwórku władzy i jako pierwszy ma prawdo dziobać sędziowskie kury. Chodzi o kolejność dziobania, o prestiżową przewagę - rzecz w polityce niesłychanie ważną.
Drugi wariant jest taki, że chodzi o przyparcie prezydenta do ściany z intencją, by wywiesił białą flagę i skapitulował. Przy czym być może w PiS to nie do końca przemyśleli. Bo efektem ubocznym tego, jest danie prezydentowi mocnej karty do innej rozgrywki toczącej się równolegle.
Rozumiem, że chodzi panu o ministra obrony Antoniego Macierewicza?
Przeprowadźmy następujący polityczny eksperyment myślowy. PiS zgłasza tylko takie poprawki, jakie zostały z prezydentem uzgodnione. Prezydent mówi, że wszystko jest w porządku, a następnie dochodzi do rekonstrukcji i Macierewicz pozostaje ministrem obrony. A prezydent może wobec PiS zastosować trzymanie jedynie poprzez zgłoszenie weta wobec ustaw sądowych. Z kalendarza wynika, że podpisane zostaną po rekonstrukcji. Jeśli wszystko jest w porządku, prezydent nie ma prawa tego odmówić - tego nie dałoby się uzasadnić. Natomiast jeśli ustawy nie będą pisane po myśli prezydenta, to prezydent ma wytłumaczenie na swoje weto. I uzyskuje mocniejsze karty w rozgrywce o kształt rządu i zagrożenie pozycji Antoniego Macierewicza.
Pan mówi, że PiS pomogło prezydentowi.
Nie wiem, czy to do końca przemyślano. I tak, i nie. Co będzie, to zobaczymy, nic nie będę już wieszczył.
To może chociaż niczym prawdziwy baca pokusi się pan o przepowiednię, czy na gwiazdkę będzie śnieg?
Kiedy na świętego Prota jest pogoda albo słota, na świętego Hieronima pada deszczyk lub go ni ma.