Magdalena Rigamonti: Myślę, że po tej książce ludzie jeszcze bardziej oddalą się od Kościoła, od kleru. To wszystko jest teatr.
Paweł Reszka: Ludzie, wierni, parafianie tego teatru wymagają. Cała ta nasza religia usiana jest rytuałami. A księża zmieniają się w dostawców usług rytualnych. Gdy zaczynali posługę, myśleli, że będą zbawiać ludzi, podnosić ich na duchu. Okazało się, że trzeba ochrzcić, wyspowiadać, ożenić, namaścić, pogrzebać. To my od nich wymagamy cepelii, tego rozgrzeszania z niesłuchania mamy i taty, niezmówienia paciorka. Przecież to jest absurd, że czterdziestoletni facet klepie formułkę, że mamy nie słuchał, że nie chodził do kościoła, że przeklinał, śmieci nie wyniósł. I ani słowa o tym, że przez całe życie tłukł swoją żonę. Nie spowiada się z tego, bo to przecież jego prywatna sprawa. Ksiądz wie to od bitej żony, ale nie może nic powiedzieć, bo przecież jest tajemnica spowiedzi. To są dylematy. Wstrząsnęło mną, gdy jeden z księży powiedział, że rozgrzeszył na łożu śmierci duchownego pedofila, uważając, iż to jednak Bóg powinien podjąć ostateczną decyzję.
Straszne.
Straszne. Pytałem, dlaczego starego pedofila nie posłał do diabła, o on – że nie jemu oceniać.
I przymykają oko na zło, rozgrzeszają je.
Niektórzy tak. Spotykałem się z taką postawą – można walczyć z całym światem, ale jak się będziesz stawiał, za dużo wymagał, to wierni napiszą donos do biskupa. Trzeba będzie jeździć, tłumaczyć się, same problemy. Po co? Od dwóch księży dostałem ich archiwa, pamiętniki. Oni piszą o zderzeniu z rzeczywistością: „Gdzie jesteśmy my z czasów seminarium? Gdzie są ideały, o które chcieliśmy jeszcze walczyć?” W pewnym momencie zrozumieli, że walczą z wiatrakami, bo biskup chce mieć święty spokój, a wierni dostawcę usług. Są też tacy, którzy szukają drogi. Mam kolegę księdza, który chodzi w cywilu na dworzec jeść z bezdomnymi. Inny odprawiał msze dla swojej umierającej na raka parafianki i jej ukraińskiej opiekunki. I w tym się spełniał, choć nie wiadomo, czy chora w ogóle kontaktowała.
To egoizm.
Znalezienie sensu i odrodzenie. Zapisy moich rozmów z księżmi pokazują zmaganie się z Bogiem, z wiarą. Chciałem wiedzieć, co im realnie chodzi po głowie i spotkałem wielu fajnych, mądrych księży. Ale co, brutalnie wyszło?
Hm. Spowiadali się panu.
Księża trochę przekazywali mnie sobie z rąk do rąk, bo widzieli, że ja nie wystawiam cenzurek, ale z nimi normalnie rozmawiam, że pytam, co się dzieje, jak się przestaje wierzyć w Boga, jak to jest, kiedy nienawidzisz swojego proboszcza, jak to jest nie mieć swoich rzeczy. Zostaje się wikarym i trzeba się wprowadzić do starszego faceta, który jest proboszczem. Trzeba go słuchać, jakoś wspólnie żyć. Potem taki wikary sam staje się starszym facetem, proboszczem i do niego wprowadza się jakiś młody gość. Ksiądz nigdy nie jest u siebie, nigdy nie ma prywatności. Trzeba pamiętać, że wielu księży, tak jak świeckich, chce robić karierę, szukają lepszych parafii, wydeptują sobie ścieżki do biskupa, nawet jak mówią, że tego nie robią, że im nie zależy. Czerwiec to jest taki miesiąc, kiedy firmy przeprowadzkowe jeżdżą od plebanii do plebanii. Bo oni są ciągle przenoszeni, po to, żeby się nie przywiązywali, żeby nie nawiązali zbyt ścisłych relacji z parafianami. Ciągle są wyrywani z korzeniami i wsadzani w inne środowisko. Potem czeka się na to swoje probostwo. A jak już ono nadchodzi, okazuje się, że to zaraz wszystko się skończy, że przychodzi taki wiek, że zastukają i powiedzą: a może by się ksiądz wyprowadził do przytułeczku, bo tu już ktoś inny będzie proboszczem. To o tym rozmawiają ze sobą jak są sami, bez koloratek, bez tych sukienek, tylko w cywilu, w papuciach. Tego szukałem. Chciałem się dowiedzieć prostych rzeczy o życiu.