DGP: Leszek Balcerowicz w przyszłym tygodniu będzie oficjalnie celebrował 30-lecie polskiej transformacji ustrojowej. Wyślecie mu panowie depeszę z gratulacjami?
Andrzej Sadowski: Cóż, rzeczywista zmiana systemu gospodarczego na rynkowy dokonała się sporo przed 4 czerwca 1989 r. Późniejsze zmiany to tylko przypisy.
To znaczy?
Andrzej Sadowski: W 1988 r. z powodu krachu ekonomiki socjalistycznej powstała najbardziej wolnościowa jak do tej pory ustawa gospodarcza, czyli ustawa Wilczka. Była konsekwencją kroków podjętych już wcześniej.
Andrzej Laskowski: W 1981 r. przeciętny obywatel chcący rozpocząć działalność gospodarczą musiał otrzymać zgodę wydziału handlu i usług urzędu dzielnicowego i akceptację Cechu Rzemiosł Różnych, jakoś tak to się nazywało. Trzeba było mieć „pozwolenie na pracę”. Rozpocząłem w najgorszym możliwym momencie, trzy miesiące przed wprowadzeniem stanu wojennego. Odkupiłem od rodziny narzeczonej mały warsztat rzemieślniczy i zacząłem produkcję kapci i trepów. Nie byłem przedsiębiorcą, a prywaciarzem i marginesem społecznym – jak przedstawiała nas ówczesna propaganda.
Ale potem – po przemianach – wskoczył pan na listę 100 najbogatszych Polaków. To pewnie dlatego, że złapał pan powiew demokratycznej wolności w żagle.
Andrzej Laskowski: W latach 80. nie mogłem przypuszczać, że najpierw będę rzemieślnikiem, potem przedsiębiorcą zarządzającym wraz ze wspólnikiem dużym biznesem produkującym okna, że do 1989 r. wybuduję dwie hale produkcyjne po 2,3 tys. mkw. W dużej mierze stało się tak właśnie dzięki wolności gospodarczej, którą dała mi ustawa Mieczysława Wilczka.
To otwarcie granic na Zachód – będące zasługą nie Wilczka, ale ekip demokratycznych – sprawiło, że mógł pan te okna eksportować.
Andrzej Sadowski: Pierwszym rozszczelnieniem socjalistycznego systemu gospodarczego były firmy polonijne, ale dopiero ustawa Wilczka wywołała w Polsce kontrrewolucję straganów. I to ona – jak to nazywaliśmy z prof. Janem Winieckim – uruchomiła „prywatyzację oddolną”. Jej efektem było ok. 6 mln nowych miejsc pracy. A „prywatyzacja odgórna” prowadzona przez kolejne rządy likwidowała miejsca pracy w postsocjalistycznych przedsiębiorstwach. To, że bezrobotni Polacy nie wyszli wówczas masowo na ulice jak np. w Rumunii, to zasługa drobnych przedsiębiorców. Dali pracę zwalnianym i tym samym nie doszło w Polsce do rewolty.
Andrzej Laskowski: Dzięki Wilczkowi mogliśmy ze wspólnikiem zająć się swobodnie produkcją okien. Nasza fabryka była najnowocześniejsza w Europie i bez problemu eksportowaliśmy nasze wyroby, bo w niczym nie ustępowały towarom zachodnim. Jakość, cena, terminowość – tego nie załatwi panu żadna ekipa rządząca. A państwowe centrale handlu zagranicznego? Nawet jeśli chciały coś eksportować, to już nie było czego wywozić. System upadał.
I co się stało z fabryką?
Andrzej Laskowski: Sprzedaliśmy Niemcom. Wykupili konkurencję i przejęli rynek.
Tak po prostu pan ją sprzedał?
Andrzej Laskowski: Zaoferowali bardzo dobrą cenę. Fabryki to też przecież towar. Ale opowiem panu, jak byliśmy przygotowani do biznesu i świata. To zdarzenie z 1990 r. Zatrzymałem się przed witryną księgarni, widzę książkę „Windows”. W Polsce nie było wtedy nic o budowie okien, żadnej literatury. Książka po angielsku, trudno, będziemy musieli sobie jakoś poradzić. Kupiłem. Przyjechał mój wspólnik, razem oglądamy i myślimy, w co myśmy się władowali. Nam się wydawało, że taka produkcja jest prosta, że to ogarnęliśmy, już ponad rok działamy… A tu okazuje się, że to skomplikowane. Zadzwoniliśmy po naszego kolegę – tłumacza. Przyjechał, otwiera książkę, przygląda się – i spada z krzesła ze śmiechu. Tak długo się skręcał ze śmiechu, że aż stało się to irytujące. Aż w końcu powiedział: „Chłopaki, to jest o systemie operacyjnym do komputerów. Nie o produkcji okien!”. To były właśnie wczesne lata 90. Jako prywaciarze musieliśmy konkurować ze światem, niczego o nim nie wiedząc. Nie byliśmy przygotowani na globalny kapitalizm. Jednocześnie zamykano zakłady przemysłowe, które i tak już upadły. Nie myślano o ludzkich kosztach transformacji. O ile jako naród wybieraliśmy zmianę, której kierunek duchowo był jakoś tam rozpoznawalny, o tyle drogę wybraliśmy bardzo krętą i wyboistą. To tak, jakbyśmy z dnia na dzień wprowadzili w Polsce dla samochodów osobowych lewostronny ruch drogowy, ale ciężarówki zostałyby po prawej stronie.
Mieliśmy zastosować, jak dzisiaj twierdzą niektórzy, cła ochronne, żeby pozwolić naszym własnym firmom się unowocześnić i dojrzeć?
Andrzej Sadowski: Skądże. Skoro rządzący chcieli uczciwie wprowadzać kapitalizm, to trzeba było dać Polakom kapitał.
Andrzej Sadowski prezydent Centrum im. Adama Smitha
Andrzej Laskowski przedsiębiorca, ekspert Centrum im. Adama Smitha